Reperkusje związane z aferą spalinową w Volkswagen wydają się nie mieć końca. Firma jednocześnie musi poradzić sobie z wielkim wizerunkowym uszczerbkiem i przeprowadzić akcję naprawczą swoich silników Diesla oznaczonych typem EA 189. Być może jest to tylko wierzchołek góry lodowej.

Szacuje się, że oprogramowanie fałszujące wyniki pomiaru spalin może znajdować się w 170 tys. egzemplarzy samochodów w Polsce. W całej Unii może to być nawet 8 mln aut. Choć Volkswagen staje na głowie żeby zatrzeć negatywne wrażenia i zatrzymać pozwy od niezadowolonych klientów, bardzo możliwe, że to nie jedyne kłopoty, z którymi musi zmierzyć się koncern.

Bardzo dużym problemem może okazać się rozbieżność pomiędzy deklarowanymi wynikami auta na papierze, a tym jak będzie wyglądał silnik po zmianie oprogramowania. Według wstępnych ustaleń może okazać się, że nie obejdzie się bez ingerencji w silnik. W tym wypadku najczęściej wymienia się jednostkę o pojemności 1.6 l. Każda ingerencja mechaniczna przełoży się na rozbieżność z homologacją dla takiego silnika. Oczywistym jest, że po modyfikacjach silniki mogą utracić kilka koni mechanicznych, a wtedy dane te będą różniły się od wartości podanej w karcie pojazdu. Czy zatem koncern weźmie na siebie również wymianę dokumentów kierowców?

Im dalej w las, tym więcej pojawia się niepewności, jak będzie wygląda akcja naprawcza VW. Jeżeli nastroje wśród nabywców pojazdów z feralnym silnikiem diesla nie zostaną uspokojone, koncern ze Wolfsburga może spodziewać się serii pozwów sądowych, które negatywnie odbiją się na kondycji spółki.