Po polskich drogach jeździ ponad 38 tysięcy Syren, 65 tys. Żuków i 23 tysiące samochodów starszych niż legendarny Ford T. Taki obraz naszych motoryzacyjnych realiów wynika z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów. O tym jak absurdalne, ale i niebezpieczne dla rynku motoryzacyjnego są oficjalne dane państwowej instytucji dyskutowano na konferencji prasowej, zorganizowanej przez Koalicję R2RC – Kierunek 2020.
od lewej: Bogumił Papierniok (Moto-Profil), Alfred Franke (SDCM), Jarosław Cichoń (STM)
Co jest nie tak w CEP?
Koalicja R2RC – Kierunek 2020 to porozumienie organizacji pozarządowych zaangażowanych w działania na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym i jednocześnie zachowania podstawowego prawa konsumenckiego, czyli prawa do wyboru. Koalicjantami są organizacje reprezentujące szeroko rozumiane środowisko motoryzacyjne, a skupiające producentów i dystrybutorów części motoryzacyjnych oraz urządzeń diagnostycznych, warsztaty samochodowe, jak i stacje kontroli pojazdów. Podczas konferencji, która odbyła się w centrum prasowym PAP, Koalicję reprezentowali Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, Bogumił Papierniok, Dyrektor Zarządzający firmy Moto-Profil oraz Jarosław Cichoń, wiceprezes Stowarzyszenia Techniki Motoryzacyjnej.
Jak wiadomo, budowana z mozołem przez wiele lat Centralna Ewidencja Pojazdów miała przyczynić się do ucywilizowania obrotu pojazdami oraz ukrócenia rozmaitych patologii. Miała się stać również źródłem twardej wiedzy na temat tego, czym jeżdżą Polacy. Tymczasem powstała baza, w której do jednego worka wrzucono zarówno pojazdy jeżdżące, jak i te które istnieją jedynie w sentymentalnej pamięci swoich dawnych właścicieli. Przez fałszujący rzeczywistość pryzmat statystyk CEP-u, na rynek motoryzacyjny patrzą ci, od których zależy kształt regulujących go przepisów. Może to doprowadzić do podejmowania błędnych decyzji, które odczują wszyscy obywatele. Poważnie ucierpi na tym również niezależny rynek motoryzacyjny.
Niektóre dane zebrane w bazach CEP odbiegają od rzeczywistości w sposób wręcz kuriozalny. Wynika z nich bowiem na przykład, że mamy w Polsce 23 073 pojazdy starsze od motoryzacyjnej legendy, czyli Forda T, pierwszego samochodu produkowanego na taśmie montażowej. Z danych CEP wynika zatem, że w Polsce przechowało się historyczne dziedzictwo światowej motoryzacji, a unikaty, o które powinny starać się muzea z całego świata, można znaleźć w każdym powiecie. Widok polskich ulic powinien, z grubsza rzecz biorąc, przypominać Hawanę. W ewidencji znajduje się bowiem 5 milionów pojazdów historycznych, którym przysługują żółte tablice rejestracyjne. Wśród tych aut jest między innymi 38 tysięcy syren. Według CEP jest ich w Polsce więcej niż egzemplarzy wielu współczesnych popularnych aut. Charakterystyczny dwusuwowy gang jedynego osobowego auta rodzimej konstrukcji powinien więc rozbrzmiewać nie tylko na hobbystycznych zlotach. Z kolei filarem polskiego transportu jest wedle bazy CEP samochód dostawczy marki Żuk. Zarejestrowanych jest bowiem 65 tysięcy takich wehikułów. Nie bez kozery w Egipcie, do którego produkowane w Lublinie samochody niegdyś eksportowano, mawiano, że żuki są jak piramidy – stare, sypią się, ale są.
To jednak nie koniec niespodzianek dla miłośników historii motoryzacji, jakie kryją się w zbiorach CEP. Oto bowiem, aż 2659 zarejestrowanych wehikułów zostało wyprodukowanych
w roku 1900. Są to więc prawdziwe cudeńka z czasów Benza i Maybacha, pionierów motoryzacji. Centralna Ewidencja Pojazdów w swoim zamiłowaniu do przeszłości poszła jednak dalej. Otóż można w niej znaleźć pojazdy, które według zapisanych w bazie informacji mają ponad… tysiąc lat, a więc były niemymi świadkami Chrztu Polski.
Łącznie, w systemie figurować może nawet 6,7 milionów takich "martwych dusz". Urzędnicy nie ustrzegli się także od błędów w zapisach nazw i modeli pojazdów. Np. markę Hyundai zapisywano jak do tej pory łącznie na 50 sposobów, np. "Hyunday" czy "Hunday".
– „Samochody, które faktycznie już nie istnieją, a figurują w bazie CEP wpływają na błędne statystyki. Na przykład średni wiek pojazdów, jeżdżących po polskich drogach jest niższy o 4 lata niż wynika z oficjalnych danych i wynosi ok. 12,1 lat. Rezulat ten nie plasuje nas w europejskiej czołówce, ale też nie na szarym końcu – jak wynikałoby z informacji zgromadzonych przez CEP." – powiedział Alfred Franke, prezes SDCM.
Konsekwencje błędów w CEP dla branży motoryzacyjnej
Choć niektóre informacje zawarte w bazie CEP brzmią zabawnie, branży motoryzacyjnej nie jest do śmiechu. Aż 6,7 miliona nieaktywnych od 8 lat pojazdów, czyli takich, które nie przeszły okresowego badania technicznego, zaśmieca oficjalne bazy Centralnej Ewidencji Pojazdów, tworząc błędne wyobrażenie o parku samochodowym w Polsce, zarówno co do średniego wieku eksploatowanych pojazdów, jak również nasycenia samochodami polskiego rynku.
Dane CEP, na które niczym na świętą księgę powołują się rozmaite środowiska wyliczając w oparciu o nie różne wskaźniki, wykorzystywane są do kształtowania opinii publicznej, którą alarmuje się informacjami o zalewaniu Polski przez „złom” sprowadzany z Zachodu oraz zagrożeniu bezpieczeństwa ruchu drogowego wynikającego z faktu, że jeździmy najstarszymi samochodami w Europie. Mówiąc krótko, niektóre grupy interesu wymachują obarczonymi poważnymi błędami statystykami, postulując ograniczenie indywidualnego importu używanych aut z zagranicy, co ma wpłynąć rzekomo na odmłodzenie parku samochodowego, a co za tym idzie poprawę bezpieczeństwa, ograniczenie zanieczyszczenia środowiska itd.
Olbrzymie różnice między stanem faktycznym, a statystyką opartą na danych CEP widać m.in. w liczbie pojazdów przypadających na 1000 mieszkańców. Wynosi ona 405 samochodów, czyli aż o 113 mniej, niż wynika to z oficjalnych danych.
Kiedy widzi się polską motoryzację taką, jaka ona jest, nie zaś jej odbicie w krzywym zwierciadle CEP-u, dochodzi się do odmiennych wniosków. Pod względem wieku samochodów nie odbiegamy bowiem tak radykalnie od średniej unijnej, jak to nam niektórzy wmawiają. Jeśli zaś chodzi o stopień nasycenia pojazdami społeczeństwa, plasujemy się nie w awangardzie unijnej, lecz poniżej średniej, za takimi krajami jak choćby Łotwa i Czechy.
Co grozi warsztatom niezależnym?
Nieaktualne dane stanowią również potencjalną pułapkę dla branży niezależnych usług warsztatowych. Budowanie na ich podstawie planów biznesowych może doprowadzić
w konsekwencji do zupełnie nietrafionych decyzji. Można sobie wyobrazić, że ktoś np. postanawia wyspecjalizować się w obsłudze wspomnianych już Żuków, do obsługi których jako jedno z głównych narzędzi diagnostycznych stosuje się próbnik w postaci kabli z żarówką. Oczywiście to celowo przerysowany przykład, ale pokazuje mielizny jakie powstają z powodu bezkrytycznego powoływania się na te dane. Alfred Franke, prezes SDCM zwraca uwagę na gigantyczną różnicę w wartości rynku części i napraw, wynikającą z błędów zawartych w danych CEP. – Wynosi ona aż 9 mld zł. To o 2 mld więcej niż budżet Polski przewiduje na ochronę zdrowia.
Zafałszowana statystyka szkodzi również dystrybutorom.
– „Błędne dane o wielkości parku samochodowego powodują bezwiedne przekazywanie przez podmioty działające na tym rynku fałszywych informacji swoim partnerom handlowym, a także bankom, firmom ubezpieczeniowym, akcjonariuszom." – wyjaśnił Bogumił Papierniok, Dyrektor Zarządzający Moto-Profil Sp. z o.o.
Swoje obawy zgłasza również branża stacji kontroli pojazdów.
– „Nieodpowiadające rzeczywistości statystyki mogą doprowadzić do nadmiernego stymulowania wzrostu liczby SKP tam, gdzie jest to ekonomicznie nieuzasadnione." – twierdzi Jerzy Maliński, prezes Organizacji Pracodawców Moveo.
Apel branży o podjęcie szybkich działań w celu eliminacji błędów w bazach Centralnej Ewidencji Pojazdów wyrażono poprzez przekazanie treści raportu, opatrzonej komentarzami ekspertów, do wiadomości premier Ewy Kopacz oraz Ministerstw – Spraw Wewnętrznych, Ochrony Środowiska, Infrastruktury i Rozwoju oraz Gospodarki. Po zakończeniu konferencji, zwolennicy zmian w CEP odbyli symboliczną podróż piętrowym autobusem R2RC pod budynek Sejmu RP. Nie obyło się bez transparentów i okrzyków, gdyż głównym celem Koalicji R2RC jest przede wszystkim zwrócenie uwagi władz państwowych na istniejący problem i maksymalne przyspieszenie jego rozwiązania.
Raport Koalicji R2RC jest bezpłatny i dostępny w formie papierowej jak i elektronicznej. Można go pobrać także z naszej strony, poprzez kliknięcie w poniższy link:
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.
Slonick, 9 czerwca 2015, 17:34 0 0
za 3 tys. miesięcznie na łapę mogę im ten CEP doprowadzić do ładu
Odpowiedz
Kov, 9 czerwca 2015, 23:45 0 0
Trafny kierunek działań.
Naginanie statystyk działa pro lobby producenckim aut w pseudo celu redukcji wieku ( znów pseudo- szkodliwości aut ). Ma to iść przeciwko aftermarketowi i niezależnym warsztatom.
Na złych statystykach zarabiają producenci aut.
Szacunek dla Pana Alfreda i Bogumiła.
Odpowiedz
lewar, 11 czerwca 2015, 10:43 0 0
Czy się robi czy się leży to wypłata się należy - zapewne z takiego założenia od lat wychodzili ludzie pracujący nad bazą CEP. A może za bardzo utożsamiali się z nazwą tej bazy? A może jedno i drugie?
Ponadto jak przyjmuje się do pracy kolegów, koleżanki i najbliższych z rodziny, którzy nie mają nic wspólnego z branżą motoryzacyjną to nie dziwcie się, że tyle mamy błędów, a w statystykach figurują samochody marki "Hyunday" czy "Hunday".
Odpowiedz
TED, 11 czerwca 2015, 15:33 0 0
Czego się spodziewaliście, jak panuje wszechobecna i wszechmocna bezkarność, połączona z nieróbstwem i brakiem podstawowej wiedzy co ma do czego służyć, a państwo płaci za totalny brak efektów, to zatrudnieni za potężne pieniądze CEPy, mogą wypocić tylko takie CEPy. Cep może stworzyć tylko CEPa, i powinien dostać po łbie takim prawdziwym cepem, może byto go coś nayczyło
Odpowiedz
obserwator, 18 czerwca 2015, 12:57 0 0
CEP to jak wiadomo statystyka. A jak wiadomo istnieje duze kłamstwo, małe kłamstwo i statystyka.
Ze tez jeszcze nie wpadli na pomysl by kazdy pojazd zamiast papierowego dowodu mial kartę.
Jedzie na przeglad - diagnosta nabija dane z kompa, jedziesz na naprawe -mechanik wpisuje co zrobil, idziesz ubezpieczyc -ubezpieczyciel wczytuje. Jedne tablice na cale zycie auta i problem z glowy. Ubezpieczenie na kierowce a nie na pojazd. Do tego czytnik w aucie i nie bedzie duchow w cepiku i w ogole bedzie zielona wyspa...pomarzyc dobra rzecz :-)
Odpowiedz