W obronie “gratów”

15 września 2009, 0:00

Na naszych oczach Polska staje się motoryzacyjnym mocarstwem. Oto – jak donosi prasa – zbliżyliśmy się pod względem liczby samochodów przypadającej na tysiąc mieszkańców do europejskich potęg: Niemiec i Wielkiej Brytanii. Przegoniliśmy nawet znacznie od nas bogatszą Danię, choć jak wiadomo, poddani królowej Małgorzaty wolą jeździć na rowerach. W ostatnich latach w Polsce przybywało rocznie średnio milion samochodów. Jak łatwo się domyśleć, nie oznacza to, że przez ten czas salony samochodowe nie mogły się opędzić od klientów. Boom spowodowany jest bowiem napływem używanych aut z zagranicy. I tu, jak zwykle, zaczyna się stara śpiewka, nucona przez niektórych polskich dziennikarzy od lat. Jej refren brzmi zaś tak: zalewają nas stare graty, które są niebezpieczne i zatruwają środowisko. Należy więc zahamować prywatny import, wprowadzając jakieś opłaty, które sprawią, że ludzie przestaną sprowadzać 15 letnie trupy i zaczną kupować nowe auta w salonach.

Poddawaliśmy już w wątpliwość tezę, wedle której Polacy rozmiłowani są w historii niemieckiej motoryzacji i dlatego kupują 15-letnie Golfy. Bardziej prawdopodobne jest, że na nowe auta po prostu nie mają pieniędzy. My też chcielibyśmy, by wszystkich rodaków stać było na zakupy w wytwornych salonach. Niestety, będziemy musieli na to poczekać.

Trzeba również powiedzieć, że lansowane w mediach przekonanie, iż na polskich drogach jest tak niebezpiecznie z powodu zaawansowanego wieku poruszających się na nich pojazdów, nie opiera się na żadnych miarodajnych danych i jest zakłamywaniem rzeczywistości. Nikt bowiem nie przedstawił badań, które pokazują, że wśród aut biorących udział w wypadkach, starych pojazdów jest więcej niż to wynika ze średniej statystycznej. Ci, którzy mają pojęcie o motoryzacji, doskonale wiedzą, że o bezpieczeństwie jazdy decyduje stan techniczny auta, a nie jego wiek. Piętnastoletni, prawidłowo serwisowany pojazd stanowi mniejsze zagrożenie na drodze niż pięcioletni samochód, w którym na czas nie zostały wymienione klocki hamulcowe. Tę oczywistość jednak się przemilcza, fetyszyzując rok produkcji widniejący w dowodzie rejestracyjnym.

Autor: Krzysztof Rybarski
Artykuł ukazał się w numerze 9/2009 miesięcznika „Świat Motoryzacji”

Opublikowane przez: Redakcja

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.

Anonim, 16 września 2009, 0:00 0 0

Jak najbardziej zgadzam się z tym co pisze Pan Rybarski ! Nowe auto w salonie to 50 - 70 000 tyś złotych, młodzi ludzie biorą takie kredyty na mieszkania bo pragną "normalności" a w aucie ciężko by się mieszkało !!! Trzeba zrobić coś żeby przeglądy techniczne były "prawdziwe" i rzetelne a nie tylko "strzelanie" pieczątką za 50 zł / do kieszenie diagnosty /. Jeżdżę Matizem dziesiąty rok, staram się wymiany i obsługę robić na czas i nie wydaje mi się ża jest to "zabójca" na drodze !!!! Starszy samochód w rękach dobrego kierowcy to bezpieczeństwo i ciągle spory luksus na przemieszczanie się...

Pozdrawiam..

Odpowiedz

Anonim, 16 września 2009, 0:00 0 0

Jak najbardziej zgadzam się z tym co pisze Pan Rybarski ! Nowe auto w salonie to 50 - 70 000 tyś złotych, młodzi ludzie biorą takie kredyty na mieszkania bo pragną "normalności" a w aucie ciężko by się mieszkało !!! Trzeba zrobić coś żeby przeglądy techniczne były "prawdziwe" i rzetelne a nie tylko "strzelanie" pieczątką za 50 zł / do kieszenie diagnosty /. Jeżdżę Matizem dziesiąty rok, staram się wymiany i obsługę robić na czas i nie wydaje mi się ża jest to "zabójca" na drodze !!!! Starszy samochód w rękach dobrego kierowcy to bezpieczeństwo i ciągle spory luksus na przemieszczanie się...

Pozdrawiam..

Odpowiedz