Od jakiegoś czasu trwa nagonka na diesle, które niegdyś chwalone były przez unijnych regulatorów za ekologiczność. Okazuje się jednak, że pojazdy te emitują sadzę, która jest rakotwórcza. W niewielkim stopniu zapobiegają temu filtry DPF, bo z czasem się zapychają, i użytkownicy je usuwają, nowych zaś nie kupują, bowiem są horrendalnie drogie.
Teraz unijni specjaliści znaleźli sadzę w spalinach aut benzynowych, i co paradoksalne, przede wszystkim tych z bezpośrednim wtryskiem paliwa. Eurodecydenci postulują zatem wprowadzenie obowiązku wyposażania w filtry cząstek stałych wszystkich samochodów.
Żywotność DPF ma wystarczyć, według wstępnych szacunków, na około 160 tysięcy kilometrów. Jak wiadomo, po osiągnięciu tego przebiegu, koszt wymiany filtra cząstek zbliży się do rynkowej wartości większości pojazdów. Ciekawe, czy unijni decydenci przewidują, że samochody te będą nadal eksploatowane, czy też trafią do utylizacji.
Aby ekologia nie była tylko pustym słowem, trzeba będzie również walczyć z procederem usuwania filtrów cząstek. Kto wie, może w Brukseli wpadną na pomysł wprowadzenia obowiązkowej wymiany filtra DPF przy określonym przebiegu, bez której nie będzie można przejść obowiązkowego badania technicznego. Z kolei upartych, którzy zamiast kupować nowe auta z DPF, będą woleli jeździć, jak długo się da, starymi pojazdami bez tych wynalazków, walnie się jakimś ekopodatkiem, albo nie wpuści do miasta. Według doktryny leninowskiej, w miarę budowania socjalizmu, walka klas zaostrza się. Podobnie jest z ekologią. W miarę jej rozwoju, walka z truciem przybiera na sile.
Komentarze