Teksty pewnego znanego dziennikarza pewnej poczytnej gazety bijące na trwogę w związku z “zalewaniem Polski przez gruchoty sprowadzone z Zachodu” stały się już swego rodzaju rytuałem publicznej debaty o polskiej motoryzacji. Szczerze mówiąc polemizowanie z tezami owego redaktora stało się pewną rutyną. Postanowiłem więc od niej odejść, oddając głos tzw. opinii publicznej, konkretnie zaś cytując kilka najwyżej przez czytelników ocenionych komentarzy. Pokazują one bowiem, że dziennikarski trud wspomnianego redaktora nie odnosi oczekiwanych przez niego rezultatów. Owszem, kształtuje opinię czytelników, ale nie tak, jakby sobie tego autor życzył. A więc niech zabrzmi vox populi:
„K. pisał tak również 20 lat temu kiedy państwo zmuszało Polaków do rozkładania i ponownego składania swoich nabytków. Wtedy przeszkadzały mu małe fiaty, poldki i łady. Tylko nie było o ekologii, a o bezpieczeństwie. Dzisiaj częściej pisze o ekologii lub przemyśle. Nigdy nie zająknął się o dysproporcjach w zarobkach. (…) On po prostu marzy o ulicach zapełnionych pięknymi autami i pełnym portfelu swoich protektorów.”
„Skoro wciska taki kit to znaczy, że urzędasy już coś smażą. Zapewne minister przy okazji zechce ściągnąć trochę kasy, więc będzie to jakiś nowy podatek. Tyle że wpływy z motoryzacji spadną, przybędzie bezrobotnych. Naród nie ma kasy.”
„Historie typu: zamiast kupować nowiutkie, przyjazne środowisku samochody, ściągamy zabójcze gruchoty, może opowiadać wyłącznie ktoś, kto nie wie, ile zarabiają przeciętni Polacy!”.
„Autor wciąż nie może zrozumieć, że polska gospodarka jeszcze stoi na nogach tylko dzięki takim ludziom, co gnają rano do fabryk i pracują tam za grosze. Oni nie mają możliwości dojechać inaczej niż tym swoim Golfem III. Znam całkiem spore miejscowości, gdzie nie kursuje już żaden autobus.”
Ciekawe, czy redaktor czyta komentarze pod swoimi tekstami. I czy one go w ogóle obchodzą.
Komentarze