Łezka nad FSO

25 listopada 2010, 0:00

Całkiem niedawno media poinformowały o definitywnym końcu Fabryki Samochodów Osobowych. Wiadomość ta praktycznie przeszła bez echa – ot parę zdawkowych wspominek, to wszystko. Jeszcze kilkanaście lat temu upadek FSO byłby wielkim wydarzeniem politycznym. Jacyś posłowie rozdzieraliby przed kamerami koszule niczym Rejtan, związkowcy rzucaliby tym i owym w ministerialne okna. A dziś cisza i spokój. Dwa tysiące ludzi otrzymało wymówienie i po krzyku.

Pokazuje to, jak bardzo zmieniły się czasy w naszej polskiej motoryzacji. Zniknął „etos”, zostały tylko chłodne kalkulacje ekonomiczne.

W połowie lat 80. podczas jednej ze szkolnych wycieczek zwiedziłem słynną „fabrykę samochodów osobliwych”. Najbardziej w pamięć zapadły mi wiszące w halach transparenty z różnymi zabawnymi maksymami, w rodzaju: „Więcej umieć, lepiej pracować – dla socjalistycznej Polski!”. Powieszono je tam zapewne jeszcze w czasach, kiedy na Żeraniu rozpoczynano produkcję Warszawy M-20 na licencji radzieckiej Pobiedy, a kacfunkcję sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR pełnił Lechosław Goździk. Zdaje się, że z tych czasów pochodziła też kilkucentymetrowa warstwa tłustego brudu, pokrywająca wykonaną z drewnianych kołków posadzkę. Już wtedy wydawało mi się – a nie byłem żadnym znawcą – że zakład ten stanowi przemysłowy skansen.

Po tym jak socjalizm wyzionął był ducha, wydawało się, że w jego ślady pójdzie FSO – chyba, że znajdzie inwestora. Do dziś żywy jest mit o tym, jakoby chęć wykupienia fabryki przejawiał Volkswagen. Należy go jednak (mit, nie Volkswagena) włożyć do teczki z innymi żerańskimi bajdami, takimi jak np. ta, wedle której projekt Wołgi M-24 został zerżnięty przez towarzyszy radzieckich z prototypowej Warszawy 210.

Byt FSO na chwilę uratowali Koreańczycy, ale szczęście nie trwało długo, bo macierzysty koncern szlag nagły trafił. Potem w sukurs fabryce przyszli zaporoscy kozacy, ale ci z kolei nie dali rady światowemu kryzysowi. Jeśli ktoś ma tyle pecha, co FSO, ten nie ma co liczyć na świetlaną przyszłość. A zatem koniec… Chyba wybiorę się na Żerań jeszcze raz zobaczyć FSO, zanim jakiś deweloper wybuduje tam osiedle, reklamowane jako „dogodnie położone, blisko centrum”.

Autor: Grzegorz Kacalski

Artykuł ukazał się w „Świecie Motoryzacji”, nr 11/2010

Opublikowane przez: Redakcja

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Brak komentarzy!