Afera dieslowska, której fale jak po wrzuceniu kamienia do wody zaczęły zataczać coraz szersze kręgi, zamiast wygasać, powraca z nową energią. Po tym jak szefostwo Volkswagena z bólem przyznało, ze skruchą wyraziło oraz z całą mocą zapewniło, na jaw wyszła kolejna heca. Otóż testy przeprowadzone przez włoską organizację konsumencką Altrokonsumo wykazały, że po fabrycznej „naprawie” silnika w Audi A5, emisja szkodliwych tlenków azotu zamiast spaść, wzrosła, i to aż o 1/4.
Monique Goyens, dyrektor generalna Europejskiej Organizacji Konsumentów (BEUC) nie owijając sprawy w bawełnę, stwierdziła: – Mamy do czynienia z nowym wymiarem afery. Poprawka, która miała rozwiązać problem, nie działa. Władze we wszystkich krajach Unii Europejskiej muszą wywrzeć zdecydowany nacisk na Volkswagena. Pani Goyens dodała, że oczekuje rekompensat dla europejskich klientów.
Tego samego życzy europejskim klientom Elżbieta Bieńkowska, unijna komisarz ds. rynku i usług, która domaga się, by Volkswagen zapłacił w Europie takie same odszkodowania za aferę dieslowską co w Ameryce, bo przecież europejscy klienci nie mogą być gorsi.
Argumenty obu pań są jak najbardziej słuszne, ale wszystko wskazuje, że równie dobrze mogą pisać na Berdyczów. Szef koncernu z Wolfsburga, Matthias Müller skomentował sprawę: – Mamy inną sytuację w Europie. Nie trzeba być matematykiem, by zdać sobie sprawę, że odszkodowania o arbitralnej wysokości przerosłyby Volkswagena – stwierdził.
Tu widać różnicę między Ameryką a Europą. Za Wielką Wodą nikt się nie przejmuje tym, że wysokość odszkodowań kogoś przerośnie. Zasada jest prosta: zawiniłeś, to płać. Płacz, ale płać.
Komentarze