Koncern Daimler ma zamiar wybudować w Europie kolejną fabrykę samochodów, a na liście ewentualnych lokalizacji znajduje się Polska – doniosła prasa codzienna. Zanim zdążyliśmy ulec ekscytacji tą elektryzującą wieścią, przypomnieliśmy sobie, że kiedykolwiek pojawia się informacja, że jakaś firma zastanawia się, gdzie postawić fabrykę czegoś tam, zawsze jesteśmy na liście krajów branych pod uwagę jako miejsce inwestycji.
Można też śmiało powiedzieć, że gdyby w wyścigach po fabryki koncernów samochodowych przyznawano punkty za wszystkie trzy miejsca na pudle, a nie tylko to pierwsze, to w „generalce” plasowalibyśmy się w ścisłej czołówce. Jesteśmy pod tym względem trochę jak tenisistka, która co prawda nigdy nie wygrała wielkiego szlema, ale za to jest na czele rankingu WTA. Poprzedni minister już trzymał Jaguara za ogon, ale skuteczniej przywabili go Słowacy. Jeszcze wcześniej nieznacznie ulegliśmy południowym sąsiadom w konkursie urządzonym przez firmę Kia, a fabrykę Toyoty i Peugeota w ostatniej chwili sprzątnęli nam sprzed nosa Czesi. Nie wykluczone więc, że i tym razem otrzemy się o ścisły finał.
Nie wiadomo zresztą, czy warto te konkursy piękności wygrywać. Tego zdania jest całkiem sporo obywateli, o czym można się przekonać, czytając internetowe komentarze na temat laurów dla wytwarzanej w Gliwcach Astry, która zdobyła tytuł Samochodu Roku. Malkontenci stwierdzili bowiem, że o sukcesie mogą mówić szefowie Opla w centrali w Rüsselsheim oraz ich mocodawcy z Detroit, a nie my, tania siła robocza. Może i tak, ale byli pracownicy zamkniętej fabryki w Bochum, pewnie ucieszyliby się, gdyby Astra wróciła do nich.
Komentarze