Podobno Chińczycy, kiedy kogoś nie lubią, życzą mu, żeby żył w ciekawych czasach. No to mamy za swoje, nikt nie zaprzeczy, że jest ciekawie.
Jak weksel bez pokrycia wrócił temat CEPiK-u, który staje się już takim samym problemem nie do rozwiązania co skup butelek w czasach słusznie minionych. Lecą, niczym odlatujące na zimę żurawie, kolejne miliony wydawane na system, a on dalej nie działa tak, jak powinien. Wiceminister cyfryzacji wyznał niedawno, że mimo przygotowania 27 rozporządzeń, nie uda się, po raz kolejny zresztą, wprowadzić 1 stycznia 2017 roku nowego systemu ewidencji zwanego CEPiK 2.0, który byłby m.in. uwolniony z większości błędów, czyniących z elektronicznej ewidencji złomowisko. Dalej więc pewien redaktor wielkonakładowego dziennika będzie mógł straszyć średnim wiekiem samochodów w Polsce, powołując się na 40 tysięcy wciąż nie wyrejestrowanych Syren.
Skoro o leciwych samochodach mowa, to warto przytoczyć dane podawane przez Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar. We wrześniu sprowadzono do Polski prawie 82 tysiące używanych pojazdów, czyli najwięcej od 94 miesięcy. Po trzech kwartałach trafiło do nas w sumie 690 tysięcy używanych samochodów. Jednocześnie Samar donosi, że przez pierwszych dziewięć miesięcy liczba rejestracji w tym segmencie rynku wyniosła 347 tysięcy. Z przedstawionych danych wynika, że połowa sprowadzonych samochodów nie została zarejestrowana. Z podobną sytuacją mamy też do czynienia każdego roku. Pojawia się zatem pytanie: co dzieje się z tą wielką nadwyżką? Czy auta, które nie znalazły nabywców, kurzą się gdzieś na komisowych placach? Czy pojechały dalej na Wschód? A może zostały rozebrane i trafiły w częściach na internetowe aukcje? Nasuwa się też następujące pytanie: skoro mamy do czynienia z taką nierównowagą między podażą a popytem, to komu opłaca się przywożenie tak niechodliwego towaru?
Komentarze