Ubezpieczenia to potężny wycinek świata motoryzacyjnego. Nie jest tajemnicą, że tam gdzie są wielkie pieniądze, jest również miejsce na drogie innowacje. W ciągu kilku najbliższych lat rynek polis ubezpieczeniowych może zmienić się nie do poznania, a wszystko za sprawą innowacyjnych technologii.
Telematyka
Pierwszą wielką zmianą będzie uzależnienie wysokości polisy od tego czy jeździmy przepisowo. Chodź brzmi to jak opowieść ze świata Wielkiego Brata, stoimy u progu właśnie takiej rewolucji. Według szacunków brytyjskiego stowarzyszenia ubezpieczycieli w 2017 r. co szósta polisa wystawiana w Europie będzie wyceniana w zależności od tego, czy na autostradzie jechaliśmy zgodnie z obowiązującą normą prędkości, a w obszarze zabudowanym nie szybciej, niż 50-tką na liczniku. Możliwość śledzenia kierowcy daje tzw. telematyka czyli komunikacja urządzeń bez ingerencji człowieka. Raport nt. naszej jazdy może zostać wysłany automatycznie, a na podstawie nadajnika GPS zostanie przeanalizowana trasa, którą się poruszaliśmy. W ten sposób bez problemu można ustalić czy jechaliśmy autostradą czy np. w terenie zabudowanym. Dlatego tak ważny jest postulat SDCMu, aby systemy telematyczne były otwarte, a użytkownik miał wgląd do tego jakie dane wygenerowała historia jego pojazdu. Na chwilę obecną tego typu model może być wprowadzony tylko za zgodą klienta, który dostaje solidny rabat w cenie ubezpieczenia, żeby opłacało mu się być inwigilowanym przez firmę ubezpieczeniową.
Coś podobnego w zeszłym roku wprowadził Link 4, który dawał swoim klientom nawigację. Klient wraz z polisą ubezpieczeniową mógł otrzymać nawigację samochodową NaviExpert z zainstalowaną specjalną aplikacją o nazwie “Bezpieczna jazda z Link4”. Program monitorował jazdę kierowcy i nagradzał go, za jazdę zgodnie z przepisami specjalnymi punktami. Punkty te następnie można było wymienić u ubezpieczyciela na nagrodę. Aplikacja mierzy: liczbę przejechanych kilometrów, ile z nich zgodnie z przepisami, jak często przekraczaliśmy dozwoloną prędkość, jak często gwałtownie przyspieszaliśmy i hamowaliśmy. W Link4 zapewniają, że dane na temat jazdy nie będą gromadzone, ani wykorzystywane do kalkulacji wysokości składek, ani przy likwidacji szkód. Można jednak przypuszczać, że to jest wprawka do większego systemu, który przy obliczaniu składki już będzie uwzględniony. Na szczęście na razie wszystko musi odbywać się za zgodą klienta, który na śledzenie musi wyrazić zgodę.
Co ciekawe narzędzie do potencjalnego śledzenia posiada każdy z nas, wystarczy sięgnąć do kieszeni po swojego smartfona. Wystarczy odpowiednia aplikacja, którą będziemy włączać w trakcie jazdy, a w ciągu kilku miesięcy dostarczymy odpowiedniej ilości danych nt. Naszego stylu jazdy i tego jak zachowujemy się na drodze. Taka aplikacja byłaby korzystna zarówno dla grzecznych kierowców, jak i firm ubezpieczeniowych, które miałyby dostęp do bazy danych i mogłyby ich użyć do obliczenia stawki.
Dane o ubezpieczającym Google wie wszystko
Jedno to dane, które możemy o sobie przekazać podczas jazdy samochodem. Wiedząc jednak, że jesteśmy obserwowani, możemy zachowywać się za kółkiem inaczej niż podpowiada nam nasza natura. Będąc śledzeni dwa razy zastanowimy się zanim depniemy mocniej pedał gazu. Poza tym możemy aplikacji śledzącej nie włączyć, gdy będziemy się spieszyli i wiemy, że będziemy jechać szybciej. Zatem danych o nas możemy również dostarczyć na podstawie tego jak spędzamy wolny czas lub co robimy w pracy przy komputerze.
Tutaj z pomocą może przyjść niezawodny Google. Jeżeli ktoś uważa, że wyszukiwanie stron w Google jest za darmo to się grubo myli. Google przede wszystkim zarabia na reklamowaniu stron w linkach sponsorowanych. Jest jednak gałąź firmy, o której mówi się nie chętnie, a jest nimi handlowanie big data, czyli po prostu danymi o użytkownikach.
Do niedawna Google posiadał za granicą serwis Google Compare, który w 2011 r. kupiło i prowadziło do niedawna. Z Google’a korzysta prawie każdy, co oznacza, że
przy odrobinie “ciasteczkowej” wiedzy na celowniku Google’a może się znaleźć prawie każdy. Jeżeli użytkownik zaczynał częściej szukać polisy na samochód, oznaczało to pewnie, że kończy mu się ubezpieczenie. Google oferowało wtedy swoją porównywarkę i załatwiało sprawę za agentów, brokerów oraz inne porównywarki, dostając prowizję od sprzedaży. Z punktu widzenia klienta to ciekawy pomysł, z punktu widzenia ubezpieczycieli – niekoniecznie. Część z nich, czując, że jest wyzyskiwana, po prostu wycofała się z Google Compare i to pewnie było powodem ostatecznie zamknięcia
serwisu. Firma zdecydowała, że woli zarabiać na wyświetlaniu reklam ubezpieczycieli w naszych komputerach. I co teraz? Już niedaleka droga do tego, aby Google sprzedawał ocenę ryzyka ubezpieczeniowego o użytkowniku. Jeżeli prowadzi spokojny żywo, interesuje się wędkarstwem lubi szachy, ma żonę i dzieci, to można wstępnie ocenić, że jest człowiekiem statecznym czyli spokojnym. A jeżeli inny użytkownik zamówił ostatnio box do chiptuningu na w Internecie, ostatni film jaki widział w kinie to „Szybcy i wściekli” i sprawdzał, gdzie w nocy można się nielegalnie pościgać, no to wiadomo, że dla takiego użytkownika polisa będzie droższa.
Co nas czeka
Podobne praktyki panują już w innych dziedzinach dlaczego więc miałyby nie przedostać się do branży ubezpieczeniowej?
W świecie indywidualizmów, wielkie firmy dostały potężną broń w postaci profilowania użytkowników. Współczesnego człowieka da się „podglądać” niemal na każdym kroku. Jeżeli tylko wyrazimy zgodę na takie podglądactwo, firmy ubezpieczeniowe będą skłonne dać nam wyjątkowe rabaty, w zamian jednak utracimy cząstkę prywatności, którą ponownie odzyskać będzie bardzo ciężko.
Komentarze