Jak wiadomo kampanie społeczne dzielą się na takie, których nikt nie zauważa lub takie, które doprowadzają ludzi do szału i paradoksalnie spełniają swoją rolę, ponieważ o sprawie zaczyna się mówić. Niedawno nadspodziewanie donośnym echem odbiła się kampania poświęcona bezpieczeństwu w transporcie autobusowym. Jej głównym elementem był filmik animowany, którego bohaterem jest stary, wysłużony autobus, który odrzucony i sponiewierany postanawia dokończyć żywota w prasie, służącej do zmieniania byłych pojazdów w bryły złomu. Pod koniec pojawia się dla smutnego autobusu nadzieja na ocalenie. Jednak nic z tego. Wajcha idzie w dół, egzekucja się dokonuje.
Rozpętała się dyskusja, w której zarzucano autorom animacji promowanie wykluczenia. Pewien psycholog stwierdził nawet, że zamiast uczłowieczonego autobusu można było równie dobrze wstawić tam starego psa, albo niedołężnego staruszka. Agencja reklamowa, która za publiczne pieniądze filmik wyprodukowała wyraziła natomiast głębokie zadowolenie z samej siebie i wyznała, że cel został osiągnięty, bowiem chodziło właśnie o to, żeby wytłumaczyć publiczności iż nie ma miejsca na sentymenty tam, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo. Stare graty mają trafiać na złom i tyle.
Zaintrygowany tymi kontrowersjami obejrzałem ów filmik. Muszę przyznać, że mnie się nie spodobał i to z dwóch powodów. Po pierwsze uznałem, że argumenty psychologów są słuszne i ci, którzy filmik stworzyli, będąc dziećmi, zapewne uwielbiali wyrywać muchom skrzydełka. Po drugie zaś uważam owych „kopirajterów” za nieudolnych epigonów. Każdy, kto trochę śledzi reklamową twórczość na świecie może bez problemu wskazać spoty, które inspirowały naszych „artystów”. Tyle że tamte były inteligentniejsze i miały więcej wdzięku. Pewnie, że każdy woli, żeby jego dzieci jechały na kolonie nowym autobusem. Ale z drugiej strony ileż radości dostarcza widok zabytkowych jelczy „ogórków”, które wyjeżdżają czasem na miasto jako autobusy paradne.
Komentarze