W szkole uczono mnie na lekcjach historii, że zdobyczą socjalizmu była szybka industrializacja naszego biednego kraju hreczkosiejów i pastuszków, a wszystko to dzięki władzy ludowej, która nabudowała nam fabryk. Tymczasem kiedy w 1989 roku nastąpił przełom ustrojowy, wydawało się, że właśnie wkroczyliśmy w fazę postindustrialną. To znaczy, wszystkie zakłady nagle okazały się nierentowne, niepotrzebne i ogólnie do niczego. Wydawało się już, że polski przemysł skurczy się do rozmiarów z czasów księcia Druckiego-Lubeckiego, wszystko będziemy kupować od Chińczyków, zaś filarami naszej gospodarki staną się usługi piarowo-marketingowe oraz blogi modowe.
Na szczęście nie jest tak źle. Podczas niedawnej konferencji Janusza Piechocińskiego, ministra gospodarki można było usłyszeć, że całkiem dobrze ma się polski przemysł motoryzacyjny. Owszem, samochodów montuje się u nas mniej niż kiedyś, ale za to coraz więcej produkuje się tego, z czego auta się składają. Dziewięćset fabryk części motoryzacyjnych wyprodukowało w ubiegłym roku komponenty warte blisko 60 miliardów złotych, z czego ponad połowa została wyeksportowana. Wicepremier stwierdził nawet z pewną emfazą, że stajemy się europejskim zagłębiem produkcji części samochodowych.
To chyba pierwszy głos tzw. najwyższych czynników poświęcony sektorowi produkcji części. Dobrze, by został usłyszany, bo może wreszcie termin „przemysł motoryzacyjny” przestanie być zawężany wyłącznie do montowni samochodów. Po pierwsze produkcja części zasługuje na atencję ze strony ministerialnych urzędników, po drugie zaś, lobby dealerskie nie będzie już mogło szermować hasłem obrony rodzimego przemysłu motoryzacyjnego, który rzekomo osłabiany jest przez prywatny import samochodów używanych. O nonsensie budowania takiego związku przyczynowo-skutkowego już pisaliśmy. A poza tym, skoro polski przemysł motoryzacyjny częściami stoi, to może naszym patriotycznym obowiązkiem jest właśnie sprowadzanie używanych aut, by można było te części wymieniać? Rzecz jasna sprowadzam sprawę do lekkiego absurdu, ale w ten sposób chcę tylko pokazać, jak wielkie słowa mogą zasłaniać partykularne interesy.
Komentarze