Kalendarz Pirelli na rok 2010 to już 37. edycja legendarnego wydawnictwa. Jego autor, amerykański fotograf Terry Richardson, zdecydował się na powrót do korzeni kalendarza z lat 60-tych i 70-tych, gdy początkujące modelki fotografowano na tle dzikich plaż. Artysta zrezygnował z komputerowego retuszowania na rzecz naturalności.
W tym roku oprócz pięknych kobiet na 30 zdjęciach znajdą się plaże Brazylii. Rok temu tłem była Botswana, a jeszcze wcześniej Chiny. Richardson odciął się od sztuczności i przepychu, który otacza nas z każdej strony. Zdjęcia fascynują naturalnością i prostotą jednocześnie. Stare opony, kogut i strumienie wody doskonale współgrają z modelkami. Postacie pozbawione są emocji i sztucznych kontekstów, gdyż autor skupia się na tym, co najważniejsze.
– „Wielki fotograf stara się uchwycić chwilę. Właśnie dlatego fotografuję bez dodatkowego sprzętu i bez pomocy asystentów” – powiedział Richardson – „Moja technika opiera się na braku techniki. Obiektywem jest moje oko, moja charyzma, moja umiejętność dostrzegania chwili i prawdy w dowolnej postaci: ujęcia, kolorów, świata, scenerii. To one stanowiły zawsze sedno mojej sztuki fotograficznej” – dodał.
Francesco Negri Arnoldi, były profesor historii sztuki Uniwersytetu Salento w Lecce oraz Uniwersytetu Tor Vergata w Rzymie, zalicza ten Kalendarz do nurtu sztuki pop. Uważa, że jest „całkowicie nowatorski w swoim powrocie do przeszłości, absolutnie oryginalny w łączeniu tradycji i skuteczny w odkrywaniu na nowo uroku w pełni naturalnej kobiecości”.
Na zdjęciach znalazło się jedenaście modelek: Catherine McNeil, Abbey Lee Kershaw
i Miranda Kerr z Australii, Eniko Mihalik z Węgier, Marloes Horst z Holandii, Lily Cole, Daisy Lowe i Rosie Huntington-Whiteley z Wielkiej Brytanii, Georgina Stojilijkovic z Serbii oraz dwie Brazylijki Gracie Carvalho i Ana Beatriz Barros.
Światowa premiera odbyła się w zabytkowym budynku, w Old Billingsgate, w Londynie. Spośród kilkunastu tysięcy egzemplarzy kalendarza, 150 trafi do Polski. Pierwszy egzemplarz tradycyjnie trafia w ręce królowej Anglii.
Komentarze