Katastrofa ekologiczna w Zatoce Meksykańskiej skłania do refleksji. Oprócz kożucha tłustej mazi pływającej po oceanie i uwalanych w tym obrzydlistwie ptaków, śniętych ryb i innych martwych stworzeń media pokazują przy okazji parę innych zjawisk. Oto jak na dłoni widać hipokryzję tzw. opinii publicznej. Firma BP, do której należy nieszczęsna platforma wiertnicza odsądzana jest od czci i wiary. Fala niechęci do brytyjskiego giganta objawia się między innymi bojkotowaniem amerykańskich stacji paliw z logo BP.
Oczywiście zupełnie bezcelowe jest tłumaczenie ludności, że właścicielami rzeczonych stacji nie jest wcale żaden koncern, lecz drobni przedsiębiorcy, którzy wykupili franczyzę i bojkot doprowadzi nieboraków do bankructwa. Ludność i tak wie swoje. Jedyną racjonalną formą protestu przeciw katastrofie ekologicznej byłoby znaczne zmniejszenie zużycia paliwa. Wtedy być może koncernom paliwowym nie opłacałoby się wydzierać ropy spod morskich głębin za wszelką cenę. To jednak wymagałoby jakiegoś samoograniczenia, co jak wiadomo jest bolesne i dla większości ludzi absolutnie nie do przyjęcia. Amerykanie nadal nie wyobrażają sobie życia bez taniego paliwa i stania w korkach w czymś mniejszym od SUV-a z czterolitrowym silnikiem. Nie jestem pewien, czy nawet unicestwienie wszystkich stworzeń żyjących u wybrzeży Luizjany skłoni ich do pewnych przewartościowań.
Są też i dobre wieści zza Wielkiej Wody. Amerykańskie koncerny paliwowe oświadczyły, że Polska na gazie łupkowym leży i już niedługo dołączy do światowych potęg surowcowych. Cały kraj zawrzał od rozgorączkowanych dyskusji, a gaz łupkowy został – jak to u nas – od razu wmieszany w bieżące spory polityczne. Optymiści już teraz wyliczają jakie to cuda będziemy za gazowe pieniądze, jako łupkowi szejkowie, budować. Ja jednak pamiętam entuzjazm związany z odkryciem złóż roponośnych w Karlinie, więc podchodzę do sprawy spokojnie. Oczywiście nie mam nic przeciw temu, byśmy, podobnie jak Norwegowie, liczyli petrodolary, spędzając resztę czasu na łowieniu ryb we fiordach (kto wie może i te odkryjemy przy okazji). Boję się jednak, że nic z tego nie wyjdzie. Za to my wyjdziemy – na łupków.
Autor: Grzegorz Kacalski
Artykuł ukazał się w numerze 06/2010 miesięcznika Świat Motoryzacji
Komentarze