Zwykle zima upływa na pomstowaniu na drogowców, który znów dali się zaskoczyć, nie dojechali, nie odgarnęli, nie posypali. Tymczasem w tym roku mamy inny leitmotiv, a jest nim wszechobecny i wszechogarniający smog, który spowija polskie miasta szarą, smrodliwą, a do tego śmiertelnie szkodliwą mgiełką.
W trapionych przez smog miastach azjatyckich takich jak Pekin, Bangkok, czy Kuala Lumpur, głównym winowajcą jest niezwykle natężony ruch uliczny. Miliony samochodów stojących w korkach robią swoje.
Co ciekawe, latem, kiedy jeszcze nie było u nas smogu, co chwila podnoszono pomysł segregacji ekologicznej, polegającej na wpuszczaniu do centrów miast tylko tych samochodów, które spełniają najnowsze normy i odpędzaniu tych, którzy im nie mogą sprostać. Teraz jednak, kiedy zewsząd dowiadujemy się, o zabójczych właściwościach smogu, temat jakoś sam oklapł. Okazuje się bowiem, że w Zakopanem, Będzinie czy Rabce-Zdrój winne powstawania smogu nie są nieekologiczne pojazdy, lecz stare piece kopciuchy, w których ludność pali nie tylko zasiarczonym węglem, ale również plastikowymi butelkami i wszelkim innym śmieciem. Podobno jesteśmy jednym z ostatnich krajów, gdzie można kupić prymitywne piece, w których da się spalić prawie wszystko. Do tego sprzedawany jest u nas węgiel, stanowiący de facto odpad kopalniany i w cywilizowanych krajach nie nadający się na opał.
Ponieważ jednak w Polsce wszystkie władze darzą węgiel wielką estymą, jakoś nie słychać głosów płynących ze sfer rządowych, które zapowiadały by radykalną zmianę sytuacji. Kominy dymiły, dymią i zdaje się, że będą dymić.
A co będzie z nieekologicznymi samochodami? Spokojnie, temat wróci latem, kiedy już zdążymy zapomnieć o zimowych smogach.
Komentarze