W rozmaitych krajach przepisy dotyczące ruchu drogowego zawierają dziwne zapisy, które jak się wydaje, zostały wymyślone przez grupę Monty Python. Ponoć w Alabamie prawo zabrania prowadzenia pojazdów z zasłoniętymi oczami, zaś w Wielkiej Brytanii uregulowano kwestię oddawania moczu w sytuacji, kiedy kierowcę przypili.

W Polsce ustawodawca zobowiązał świeżo upieczonego kierowcę do umieszczania na szybach samochodu nalepek przedstawiających zielony liść, z którymi będzie musiał jeździć przez osiem miesięcy. Ponadto nie będzie mógł w tym czasie przekraczać prędkości 50 km/h na obszarze zabudowanym, 80 km/h poza obszarem zabudowanym oraz 100 km/h na autostradzie i drodze ekspresowej dwujezdniowej.

W tych zapisach widzę przerost dobrych intencji nad zdrowym rozsądkiem. No bo co zrobić w przypadku, kiedy np. delikwent zaczął jeździć samochodem dopiero rok po otrzymaniu „prawka”? Zgodnie z ustawą nie będzie wówczas zobowiązany do naklejania liścia, ani przestrzegania ograniczeń prędkości, mimo że jego kwalifikacje będą jeszcze mniejsze niż w dniu, w którym otrzymał uprawnienia do prowadzenia samochodu. A co w przypadku, kiedy właścicielem auta jest tatuś, a pojazdem od czasu do czasu jeździ również syn, który dopiero co zrobił prawo jazdy? Teoretycznie nalepka z liściem musi być przyklejona i trudno sobie wyobrazić, że prawowity właściciel pojazdu będzie ją za każdym razem zdrapywał. Z drugiej strony, jeżdżąc z liściem i przekraczając prędkość dozwoloną dla nowicjusza, narażać się będzie niepotrzebnie na zatrzymanie przez drogówkę.

Oczywiście dywagacje owe mają charakter czysto akademicki, bowiem jak łatwo się domyślić, nikt tych listkowych przepisów nie będzie przestrzegał, ani ich egzekwował. Polski system prawny wzbogaci się zaś o kolejny martwy przepis. Jego twórcom można przypomnieć stare powiedzonko: z przodu liść, z tyłu liść, a w środku…