Przełom ustrojowy w 1989 roku okazał się również przełomem dla polskiego systemu edukacji. Uznano, że kształcenie ślusarzy, krawców, tapicerów i innych „rzemiechów” to relikt słusznie minionego ustroju, a modernizujący się kraj potrzebuje przede wszystkim specjalistów od marketingu i zarządzania. W związku z tym szkolnictwo zawodowe spisano na straty, ponieważ zdaniem naszych luminarzy produkowało ono jedynie młodocianych bezrobotnych.
Dziś, po dwudziestu latach od wprowadzenia tej doktryny okazuje się, że znalezienie na rynku pracy młodego człowieka, który miałby konkretny fach w ręku, graniczy z cudem. Niestety dotyczy to również branży warsztatowej. Dzisiejsi absolwenci „samochodówek” na ogół nic umieją, bo i nie mają się gdzie nauczyć. Warsztaty szkolne już dawno skasowano, a jednocześnie nie dopracowano się sensownego systemu szkolnych praktyk. Jak obecnie takie praktykowanie wygląda, można przeczytać w rozmowie z Wojciechem Słojewskim („Ze szkoły do warsztatu”).
Tymczasem nasi zachodni sąsiedzi, którzy jeszcze nie dawno bali się otwierać dla Polaków swój rynek pracy, kuszą nastolatków znad Wisły miejscami w tamtejszych szkołach zawodowych z internatami. I nie tylko nie każą sobie za to płacić, ale wręcz fundują kieszonkowe chcącej się uczyć młodzieży. Do tego na absolwentów czekają tam miejsca pracy, bo niemieckie szkoły, w przeciwieństwie do naszych, kształcą zgodnie z zapotrzebowaniem przedsiębiorców.
Już słychać lamenty, że w Polsce niedługo nie będzie komu pracować, bo młodzi ludzie zamiast zasilać polskie firmy, będą gremialnie emigrować za Odrę. Krajowi przedsiębiorcy mówią zaś otwarcie, że doprowadzenie do upadku szkolnictwa zawodowego było wielkim błędem, bo fachowcy wciąż są potrzebni. Jednocześnie co roku na rynek pracy wkracza rzesza absolwentów rozmaitych „Wyższych Szkół Wszystkiego Najlepszego”, którzy mają coraz mniejsze szanse na znalezienie jakiejkolwiek roboty.
Jeśli więc w naszym szkolnictwie nic się nie zmieni, doczekamy czasów, kiedy na jedno nieobsadzone – z powodu braku wykwalifikowanych pracowników – miejsce pracy w warsztacie samochodowym przypadać będzie dziesięciu bezrobotnych politologów.
Autor: Grzegorz Kacalski
Artykuł ukazał się w numerze 3/2011 miesięcznika Świat Motoryzacji
Komentarze