Stefan Kisielewski definiował socjalizm jako ustrój, w którym człowiek bohatersko pokonuje problemy, których nie ma w innych ustrojach. Przypomniałem sobie ten bon mot, obserwując remont półtorakilometrowego odcinka ulicy, przy której mieszkam. Zaczęło się od układania chodnika z kostki brukowej. Kiedy trotuar był już prawie gotów, na ulicę wjechał ciężki sprzęt do kładzenia nawierzchni. Podczas prac walec do spółki z ciężarówką rozjechały tu i ówdzie dopiero co zrobiony chodnik. Po wycofaniu się tych od asfaltu na miejsce wrócili więc brukarze, którzy zerwali i jeszcze raz położyli w kostkę zniszczonych miejscach. Nie był to oczywiście koniec prac, bowiem wkrótce okazało się, że pod nawierzchnią ukryte są jakieś ważne instalacje, w tym studzienki telekomunikacyjne, które powinny być na wierzchu. Po ulicy zaczęli się kręcić jacyś faceci z mapami, którzy jęli coś tam mierzyć i zaznaczać. Nie wróżyło to niczego dobrego, jako też następnego dnia pojawili się robotnicy z młotami pneumatycznymi i zaczęło się prucie ulicy na całego. Oczywiście okazało się przy okazji, że plany studzienek były mocno niedokładne, w związku z tym prucie miało nabrało rozmachu. Po odkryciu i podwyższeniu studzienek cała ulica nadawała się do powtórnego remontu. Wrócili brukarze, ci od asfaltu itd. W czasie, kiedy drogowcy bohatersko walczyli z problemami na mojej ulicy, Chińczycy zdążyli nie tylko zbudować stadion i superszybką kolejkę w Pekinie, ale również zdobyli najwięcej medali na olimpiadzie.
Niedawno dowiedziałem się z telewizji, że kilometr autostrady w Polsce – kraju nizinnym kosztuje trzy razy więcej niż w górzystej Italii, gdzie co i rusz trzeba borować w skale tunele. Spacerując z psem między hałdami połamanych płyt i zerwanego asfaltu (pies jako jedyny jest zachwycony panującym przy mojej ulicy bałaganem, z powodu rozmaitości miejsc nadających się do obsikiwania), zrozumiałem, co jest przyczyną tego fenomenu. Otóż u nas wszystko robi się po trzy razy. Każda płyta jest trzy razy układana zanim spocznie na stałe, a położenie ostatecznej wersji asfaltu poprzedzone jest dwukrotnym zrywaniem warstw poprzednich. Nieśmiało więc zapytuję: czy nie dałoby się u nas zastosować technologii zwanej „raz, a dobrze”?
Krzysztof Rybarski
Artykuł ukazał się w numerze 9/2008 miesięcznika Świat Motoryzacji
Komentarze