Jaki rodzaj napędu w samochodzie zapewnia najniższy koszt jazdy?

15 listopada 2022, 15:03

Obecnie mamy do czynienia z najwyższą w dziejach dostępnością różnych konstrukcji napędów wykorzystywanych w samochodach – od klasycznych diesli czy silników benzynowych przez różne rodzaje hybryd po samochody elektryczne i wodorowe. Zakup zarówno nowego, jak i używanego samochodu to nie tylko wybór modelu, ale również rodzaju napędu. Eksperci sieci ProfiAuto wskazują, które z nich mogą dać największe oszczędności.

Benzyna czy diesel, który z nich da niższy koszt kilometra?

– W powszechnej opinii wybór pomiędzy silnikiem benzynowym a dieslem wciąż jest dość prosty – mówi Adam Lehnort, ekspert sieci ProfiAuto. – Albo używamy pojazdu na krótkich odcinkach, czyli wybieramy benzynę, albo jeździmy dużo i na długich dystansach, więc wybieramy diesla. Trzeba jednak pamiętać, że obecnie różnice w osiągach się zacierają, bo turbodoładowane silniki benzynowe też mają dobry moment obrotowy i do tego potrafią spalać nieduże ilości paliwa. Gdy nie jeździmy naprawdę dużo, na przykład autostradami, to „benzyniak” może być rozsądniejszy, jeśli np. auto z takim silnikiem będzie sporo tańsze. Są jednak przypadki, jak na przykład w Dacii Duster czy autach premium, że diesel nie jest droższy albo nieznacznie różni się ceną. Wtedy taki wybór zawsze się opłaca – dodaje.

Kierowcy powinni jednak brać pod uwagę nie tylko zużycie paliwa, ale także jego ceny. Auto benzynowe spalające ok. 8 l/100 km oznacza koszt przejechania 100 km w cenie ok. 53 zł*. Diesel ze zbliżonym napędem będzie spalał ok. 5,5 l/100 km, ale droższego paliwa, więc koszt przejechania 100 km wyniesie ok. 44 zł.

– Kiedy mówimy o nowoczesnym dieslu, trzeba doliczyć koszt tankowania AdBlue. Niestety ceny tego środka sięgają już ok. 6 zł za litr. Nowoczesne diesle zużywają go dość dużo, nawet od 3 do 5 litrów na 1000 km. Na szczęście to wciąż kilka groszy na kilometr, jednak warto je doliczyć do ogólnego rozrachunku – zaznacza Adam Lehnort.

Elektryfikacja na dwa sposoby

Obecnie w ofercie producentów mamy także hybrydy i hybrydy plug-in, czyli auta zelektryfikowane. Sytuacja jest tutaj podobna, jak w przypadku wyboru diesla czy benzyny, ponieważ wybór należy dostosować do sposobu jazdy.

Klasyczne hybrydy spalają rozsądne ilości paliwa, podobne do diesli, ale głównie w warunkach miejskich i mieszanych. Na szybkich trasach nie mają szans z klasycznymi dieslami i w tym przypadku bardziej przypominają oszczędne silniki benzynowe. Wychodząc z założenia, że liczy się tylko zużycie paliwa, hybrydy są kompromisem pomiędzy autem benzynowym a dieslem. Jeśli „benzyniak” pali średnio 8 l/100 km, a ten sam model z silnikiem diesla spali 5,5 l/100 km, to można przyjąć, że hybryda zużyje około 6 l/100 km. Przy tańszej benzynie wychodzi jeszcze taniej niż diesel – w wyliczeniach ok. 40 zł/100 km.

– Niestety na rynku nowych samochodów trudno realnie porównać jeden model z dieslem i hybrydą, ponieważ producenci idą zwykle jedną drogą i wybierają diesle lub hybrydy – wyjaśnia Adam Lehnort z ProfiAuto. – Jeśli jedna marka oferuje diesla i hybrydę, to zwykle jest to hybryda plug-in, wyraźnie droższa w zakupie.

Hybrydy plug-in potrafią być bardzo oszczędne, ale tylko przy założeniu, że używamy elektrycznej części napędu najczęściej, jak się da. Oznacza to konieczność ładowania możliwie najtańszym prądem (najlepiej z gniazdka domowego), kiedy tylko nadarza się okazja. W taki sposób można osiągnąć bardzo niskie zużycie paliwa, jednak nie wolno zapominać o zużyciu energii. Zwykle jest ono wyższe niż np. w aucie elektrycznym. Ponadto trzeba wziąć pod uwagę, że hybrydy plug-in to jednak wybór nie dla każdego, gdyż trzeba je dobrze „zrozumieć”, by wykorzystać drzemiący w nich potencjał. Przede wszystkim należy określić dwie rzeczy: ile dziennie nimi przejedziemy oraz ile zasięgu daje napęd elektryczny na jednym ładowaniu. Im bardziej zbliżone są obie wartości, tym zakup takiej hybrydy ma więcej sensu. Pod warunkiem, że mamy jedno auto do wszystkiego.

– Hybryda plug-in to bardzo specyficzny napęd – wyjaśnia Adam Lehnort. – Dla jednych będzie doskonały, dla innych wręcz fatalny. Wielu kierowców dokonało niestety złej decyzji. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, że hybryda plug-in łączy cechy auta spalinowego i elektrycznego, ale nie jest ani dobrym autem spalinowym, ani dobrym samochodem elektrycznym. Na drogach szybkiego ruchu takie hybrydy palą wyjątkowo dużo, np. 10-11 l/100 km, czyli więcej niż zwykłe „benzyniaki”. Natomiast w mieście na napędzie elektrycznym zużywają nawet o 20-30% więcej energii niż klasyczny elektryk, np. 20-25 kWh na 100 km. Co gorsza, w ruchu typowo miejskim hybryda plug-in nie ma żadnej przewagi nad zwykłą hybrydą, jeśli nie naładujemy baterii. Kiedy jednak auto będziemy używać w trybie mieszanym i często korzystać z napędu eklektycznego, to korzyści mogą się pojawić. Niestety barierą jest wysoka cena takich aut, sprawiająca często, że duża moc i dobra dynamika to jedyne argumenty przemawiające za tym wyborem.

Trudno nawet policzyć, ile średnio hybryda plug-in potrzebuje paliwa i zużyje energii na przejechanie 100 km, ponieważ więcej zależy od sposobu korzystania z obu źródeł (benzyny i prądu) niż samego stylu jazdy. Można przyjąć, że są to koszty na poziomie diesla, jeśli korzystamy stosunkowo często z części elektrycznej. Jeśli jednak dużo jeździmy w trasie, będą to koszty porównywalne nawet z autem spalinowym.

Elektryki na razie najtaniej, ale jak długo?

Osoby, które kupiły taki pojazd rok czy dwa lata temu, czują już duże oszczędności. Wystarczy prosty rachunek – jeśli prąd w gniazdu kosztuje ok. 80 groszy, a prąd na ładowarce ok. 2 zł (w zależności od operatora, planu, sposobu ładowania), to można nawet przy tym najbardziej pesymistycznym scenariuszu założyć, że zużywające ok. 20 kWh/100 km auto wygeneruje koszt 40 zł/100 km. Jest on potencjalnie porównywalny z dieslem czy autem hybrydowym, jednak z praktyki wynika, że najwięcej ładowania odbywa się w domu. A to w naszym przykładzie daje już koszt tylko 16 zł/100 km. Jeśli wyciągniemy z tego średnią, to daje nam bardzo niski koszt przejechania 100 km, bo tylko 28 zł. Jedyny minus w tym rozrachunku to dość wysokie ceny aut na prąd.

– Niedawno auta elektryczne były bardzo drogie, ale potem oszczędzało się naprawdę dużo – mówi ekspert ProfiAuto. – Obecnie są one wciąż bardzo drogie, jednak auta spalinowe podrożały o tyle, że różnice się zacierają. W niektórych przypadkach to właśnie elektryczny odpowiednik jest tańszy lub kosztuje tyle, co spalinowy model, jeśli weźmiemy pod uwagę wyposażenie, moc oraz dopłatę z programu „Mój elektryk”.

Nie da się też ukryć ograniczonych możliwości takich samochodów. Sam zasięg, jak i relacja czasu ładowania do uzyskanego zasięgu to kluczowe czynniki, które wpływają na mniejszą użyteczność elektryków. Nawet jeśli zgodzimy się z twierdzeniem, że ładowarek już nie brakuje (o co w Polsce wciąż trudno), nie zmienia to faktu, że pojechanie autem elektrycznym o zasięgu 250-300 km w dłuższą trasę wymaga już planowania i zawsze wiąże się ze stresem. Nawet jeśli zasięg wyniesie więcej, np. 400 km, a realnie tyle wynosi w lepszych konstrukcjach, to wybranie się z rodziną na wczasy może być kłopotliwe. Do tego trzeba czekać długo na ładowanie. Na szybkiej ładowarce trwa to 20-40 minut, a więc 10-krotnie dłużej, niż tankowanie paliwa.

Z uwagi na dużo mniejszą liczbę ładowarek niż stacji paliw, większe jest prawdopodobieństwo, że w trasie zabraknie nam prądu. Wystarczy nieoczekiwana sytuacja, np. objazd odcinka drogi z powodu wypadku. Co jeśli prądu zabraknie na drodze? Pozostaje wezwanie specjalistycznej pomocy, ponieważ samochód elektryczny holować można jedynie na lawecie.

– Szacuje się, że ładując samochód w trasie za pomocą szybkiej ładowarki, przy zużyciu energii na poziomie 20 kWh/100 km, pojazd elektryczny zużyje na każde 100 km prądu za ponad 50 zł, co jest równowartością 7-8 litrów benzyny – mówi Adam Lehnort z sieci ProfiAuto. – Najlepiej ładować samochód w domu. Niestety trwa to długo, a po planowanych podwyżkach (rzędu 2 zł za 1 kWh) koszty istotnie wzrosną. Nawet ładując z gniazdka za 2 zł, koszt przejechania 100 km wyniesie 40 zł, czyli będzie zbliżony do oszczędnego auta benzynowego. Wciąż tańszego w zakupie niż elektryczne.

Niedawno opublikowany cennik kosztów ładowania pokazuje na razie jeszcze optymistyczne ceny, ale obowiązuje on tylko do końca 2022 r. Co będzie w przyszłym roku? Tego przewidzieć się nie da. Ekspert zaznacza jeszcze dwie bardzo ważne rzeczy, które należy brać pod uwagę zarówno przy zakupie samochodu na prąd, jak i hybrydy plug-in.

– Nie dajmy się zwieść ładowaniem „za darmo”, kiedy mamy tradycyjną fotowoltaikę – przestrzega ekspert. – Mała instalacja rzędu 5-7 kWp w mniej korzystnych warunkach będzie pracowała na ok. 40-50% swojej mocy, czyli wytworzy prąd o mocy np. 2,5-3,5 kW. Oznacza to, że korzystając z kabla do gniazda 230V ładującego mocą 3,6 kW nie wystarczy produkowanego przez panele prądu nawet na zasilanie ładowania samochodu. Jeśli będziemy ładować w nocy, zużywamy „zapas” wytworzony przez naszą instalację w dzień. To samo dzieje się w gorszą pogodę, kiedy panele wytwarzają tylko kilkaset watów. Jeśli nawet mamy dużą instalację ok. 10 kWp, to i tak często zabraknie dla elektryka, a gdzie jeszcze zasilanie domu. Użytkowanie pojazdu na prąd najbardziej opłaca się latem czy późną wiosną, ale przez większą część roku elektryk pożera oszczędności gromadzone przez instalację. I jeszcze jedno – chcąc korzystać z wallboxa o mocy 22 kW, trzeba mieć już małą farmę fotowoltaiczną, by pokryć zapotrzebowanie na energię do auta – podsumowuje Adam Lehnort.

Najbezpieczniejsza jest benzyna, najlepiej z LPG

Od kilku lat nic się nie zmienia i najbezpieczniejszym finansowo wyborem jest samochód benzynowy lub hybrydowy, który również jest na benzynę. Patrząc na ostanie miesiące, ceny oleju napędowego są bardzo chwiejne, a ceny prądu w najbliższych miesiącach mocno nieprzewidywalne. Najbardziej stabilne wydają się być ceny LPG. Niestety rynek nowych samochodów z instalacją autogazu to margines i bardzo mały wybór modeli. Hybryda lub zwykły benzyniak to tzw. pewniaki.

– Kiedy mówimy o kosztach, to same wartości bezwzględne, czyli koszt przejechania 100 km policzony z ceny paliwa, nie wystarczą – dodaje ekspert ProfiAuto. – Istotne są także koszty zakupu pojazdu oraz stabilność cen paliw, bo im jest wyższa, tym łatwiej planować wydatki. W obecnej sytuacji trudno cokolwiek brać za pewnik. Najlepszym przykładem są posiadacze aut elektrycznych, którzy być może rok temu, decydując się na zakup samochodu, liczyli ile zaoszczędzą względem auta spalinowego. Już teraz żyją w niepewności, a od 2023 r. ich obliczenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Benzyna jako paliwo jest jeszcze dość stabilna i daje największy spokój. Również ewentualne naprawy auta po gwarancji najtańsze będą w przypadku benzyniaków – podsumowuje Adam Lehnort.

*Ceny paliw i wyliczenia z tym związane aktualne na 9.11.2022 wg danych e-petrol.pl.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.

Grzegorz, 18 listopada 2022, 15:01 0 0

Pan „ekspert” w kwestiach związanych z fotowoltaiką, mówi co wie a tak na prawdę
nie wie o czym mówi czyli wprowadza czytelników w błąd..!
Brawo!

Odpowiedz