Dzień w warsztacie od ciężkiej mechaniki – reportaż

16 stycznia 2019, 13:11

Nim wszedłem do środka, warsztat wydawał mi się niczym nie wyróżniać. Wyglądał na taki sam jak wszystkie inne. Myliłem się jednak, a moje przedwczesne założenia szybko zostały zweryfikowane. W tym serwisie pracuje się w tzw. ciężkiej mechanice. Nazwałbym to miejsce „blokiem operacyjnym” dla samochodów, w którym mechanicy uchodzą za chirurgów branży motoryzacyjnej.

Problemy poważniejsze niż klocki

Warsztat zawsze otwierają o godzinie 7 rano. 10 minut przed otwarciem zjawiłem się na miejscu. Wszedłem do biura, które jest pokojem przejściowym między czterema stanowiskami napraw. Łatwo zauważyć, że wygląd serwisu nie jest tu kwestią priorytetową, ale to nie przeszkadza klientom, których, jak się dowiedziałem, nie brakuje. Musiałem o to zapytać, gdyż nie jest to miejsce, które odwiedzają dziesiątki klientów dziennie. To nie serwis szybkiej wymiany, choć takie zlecenia także się zdarzają. Najczęściej jednak klienci odwiedzający to miejsce mają w swoich pojazdach dużo poważniejsze problemy niż konieczność wymiany klocków hamulcowych. Co ciekawe, w większości to stali klienci, jak mówi Rysiek – właściciel warsztatu, pokoleniowi.

– Jacy klienci odwiedzają Twój warsztat?
– W większości są to stali klienci, chociaż zdarzają się też nowi. Zdarza się, że przyjeżdża do nas już trzecie pokolenie klientów. Mamy ten warsztat od ponad 30 lat, więc jak przyjeżdżał dziadek, to potem przysłał syna, a teraz przyjeżdżają wnuki. I tak ci klienci z nami zostają – mówi Rysiek spokojnym, wręcz nostalgicznym głosem.

– Jak długo zazwyczaj pracujecie?
– Około 10 godzin. Od rana się walczy, wieczorem kończy. Zaczynamy o 7:00, kończymy o 17:00. W dzisiejszych czasach to sporo, no ale inaczej się nie da. Wyróżnia nas to, że u nas nie ma takiego „latania” (pośpiechu) jak w serwisach nastawionych na wymiany eksploatacyjne. Tam jest robota trochę inna, tu jest inna. Tam młody mechanik sprawdzi elementy eksploatacyjne – koła, zawieszenie, zmieni olej i auto pojedzie dalej.

Specjalizacja w „grubych tematach”

– W czym się specjalizujecie?
– Mówiąc potocznie, w „grubszych” tematach. Takich, nad którymi trzeba pomyśleć dłużej, czasem nawet i we dwóch przysiąść nad samochodem. Z takimi właśnie zleceniami ludzie przyjeżdżają do nas. To jest inna mechanika, ale nie ma co wymiękać. Może nasz warsztat nie ma estetyki, tak, by się wszystkim podobał, ale mamy tu wszystko co jest potrzebne do napraw silnika czy innych poważnych zadań. Tym się bardzo często zajmujemy, można powiedzieć, że tematy silnikowe to nasza specjalizacja, chociaż mamy też stanowisko do opon czy serwisu eksploatacyjnego. Szczerze mówiąc remont warsztatu jest wciąż odkładany z powodu braku czasu.

Widać, że warsztat był stawiany w latach 90-tych i od tamtej pory właściwie nieprzerwanie jest użytkowany. Pracownicy pracują w otwartych kanałach wyłożonych płytkami. Podnośnik jest jeden, nożycowy. Wykorzystywany przez tzw. Gumisia – pracownika specjalizującego się w kwestiach wulkanizacyjnych. Tam też jest pełne oprzyrządowanie niezbędne do pracy przy kołach.

– Pewnie jest problem zamknąć warsztat na czas remontu? – dopytuję.
– Wiesz, byłby duży problem z klientami… Zamkniesz serwis na tydzień to z tygodniowym opóźnieniem oddasz samochód, albo później, a dla kogoś to może być dramat. Z drugiej strony zamknięty warsztat nie zarabia, bo nikt nie będzie czekał aż skończysz remont. Więc takie rzeczy się odkłada w czasie. Nie ma kiedy. – mówi trochę zrezygnowany Rysiek.

30 lat doświadczenia w silnikach

– Mocno zmieniło się serwisowanie samochodu przez te 30 lat?
–  Wszystko praktycznie poszło do przodu. Zasady działania silnika są praktycznie te same, ale elektronika, rozwiązania techniczne – to są te elementy, które najbardziej się rozwinęły w mechanice. Branża obecnie tak się rozwija, że nie możemy zostawać w tyle. Dlatego jeździmy czasami na szkolenia. Główny dostawca trochę nam z tymi tematami pomaga. Jak potrzebujemy jakieś zezwolenia, nowe uprawnienia, to także. Nasz drugi dystrybutor ma podobną politykę szkoleniową.

– Jak wygląda Wasza współpraca z dystrybutorami?
– Bierzemy najwięcej części od jednego, głównego dostawcy, dostawy mamy trzy razy dziennie. Zdarza nam się jednak też zamawiać części u innych dystrybutorów.

– Priorytetem przy wyborze są ceny części, bonusy a może zależnie od czasu dostawy czy dostępności?
– Nie kierujemy się aż tak bardzo ceną. Gdy wykonujesz poważną naprawę, trzeba założyć coś porządnego, inaczej nie da rady. Jak to auto ma wrócić do Ciebie za trzy miesiące, to lepiej, żeby tak się nie stało. Musimy dobrać części jakościowe, nawet większym kosztem. Powiem Ci szczerze, że na tanim towarze tutaj raczej nie pracujemy.

– Podobno na tanich częściach można dziś lepiej zarobić.
– Tak, ale tani towar to moim zdaniem dziś bardziej domena sklepów. Im zależy żeby „przybić” marżę i „puścić” towar. Gdzie sobie to założysz i czy zrobisz to sam, to Twój problem. A my zamawiamy części i sami na nich pracujemy, widzimy ich jakość. Zwracamy uwagę na ceny, ale szukamy raczej na górnych półkach. Poza tym, jak klient ma przyjeżdżać i zgłaszać reklamacje… to są koszty.

Dlaczego ludzie wciąż naprawiają silniki?

– Jakie samochody do Was trafiają? – pytam z zaciekawieniem.
– Do nas z reguły trafia ta średnia klasa samochodów. Przyjeżdżają samochody w wieku 15, 12, 10, 8 lat, ale bywa, że i 20-letnie. Wiadomo, samochód jeździ do serwisu ASO 3-5 lat na gwarancji, a później się zaczyna prawdziwe życie. Nowsze auta też nam się zdarza robić. Mieliśmy ostatnio Hyundaia z motorem 1.6 i tam panewki poszły. Nikt nie pozwoli sobie, by taką naprawę zlecić w autoryzowanym serwisie, bo po gwarancji są to ogromne koszty.

Wachlarz pojazdów jest tutaj naprawdę różnorodny. Na parkingu widać Ładę z wyciągniętym silnikiem, a tuż obok stoi Audi S8 z rozebranym pasem przednim – jak twierdzi Sebek, wieloletni mechanik, chłodzenie często tam zawodzi.

Specjalizację tego punktu napraw widać również po zetknięciu z pierwszym stanowiskiem. Na podłodze leżą trzy całe silniki. Nieopodal nich, otwarty motor czekający do wstawienia. Obok niego stary, również rozebrany, wyciągnięty z innego samochodu. Na środku wisi na żurawiu kolejny silnik. Przyglądam się dwóm rozebranym jednostkom. Podchodzi do mnie mechanik.

– Ten trafi do Mercedesa A klasy. Ponumerowaliśmy tłoki, sprawdziliśmy całą jednostkę. – mówi Sebek.

– Co było przyczyną?
– Poszedł strzał w tłok. Zawór się urwał i przebił czwarty tłok. Tu Ci pokażę jeszcze inny temat. Silnik przyjął kolizję po zerwaniu rozrządu. Do nas trafiają często takie ciężkie przypadki, co zresztą widać. Tam dalej leży wał, poszły panewki i to w miarę młodym samochodzie. Złe smarowanie, film się urwał.

Gdy oglądałem porozbierane silniki różnych samochodów, zaciekawiła mnie pewna kwestia. Tak dużo słyszy się obecnie, że naprawy silników zazwyczaj są nieopłacalne – że lepszym rozwiązaniem jest zakup drugiego silnika – np. z auta powypadkowego. Zapytałem więc, dlaczego właściciele decydują się jednak swoje silniki naprawiać?

– W starszych samochodach wynika to z prostej przyczyny. Po prostu nie ma już nowych silników. Te wszystkie konstrukcje mają podobne przebiegi. One mają przejechane po 500-600 tys. kilometrów. Rachunek w obu przypadkach może być podobny, jednak najważniejsza w takiej sytuacji jest pewność, że taki samochód trochę pojeździ. Tak jak w przypadku jednej Pani, która do nas przyjechała. Rozebraliśmy silnik i widać było, że tłok jest w bardzo złym stanie, więc łatwiej będzie wymienić tłok, przeszlifować tuleje, jeżeli jest taka potrzeba – potem poskładamy silnik i wiemy, że on będzie chodził. Natomiast jeśli kupisz używaną jednostkę, może się okazać, że będzie ona w podobnym stanie technicznym jak ten motor przed naprawą i zrobią się z tego horrendalne koszta. Zapłacisz za używany silnik, jego przekładkę oraz tzw. przegląd – oleje, filtry, rozrząd. A jak już wspomniałem, pewności nie masz jak długo ten silnik będzie pracował. Zazwyczaj kupując taki motor masz ok. 2 tygodnie gwarancji rozruchowej – to właściwie żadna gwarancja. Żeby mieć stuprocentową pewność, trzeba by było rozebrać i przejrzeć tę kupioną jednostkę. Równie dobrze można to zrobić z silnikiem, który przyjechał z daną awarią, wymienić uszkodzone elementy i poskładać w całość.

– Długo już jesteś w zawodzie?
– Od 1996 roku. Szkołę kończyłem w innym zawodzie, potem poszedłem do serwisu Forda i tak już zostałem w branży.

– Trzeba to lubić, żeby siedzieć w mechanice?
– Pewnie. Nie uważam mechanika, który pracuje w rękawiczkach. Jak tu potem czuć śrubę czy cokolwiek. Szef Ci to samo powie. Najgorsze do roboty to są diesle. Mnóstwo sadzy w koło, smoły. To się wżera w łapy. Benzynowe silniki to jest piękna robota. Nawet jak wymieniasz olej w dieslu, spuszczasz stary, wlewasz nowy, sprawdzisz bagnet i jest ten sam czarny kolor. I to jest świeży olej.

– Potrzeba krzepy, żeby pracować przy silnikach?
– Przedtem było gorzej. Nasz warsztat jest jeszcze z okresu, gdy budowało się kanały, bo podnośniki dwukolumnowe były rzadkością. Na takim podnośniku pracuje się łatwiej. Ogólnie i tak pracuje się dziś lżej – są żurawie do wyciągania silnika, do odkręcania klucze pneumatyczne. Teraz to jest standard, kiedyś trzeba było siłowo te auta rozkręcać, naszarpać się trochę. „Pneumaty” się widziało na obrazku w katalogu co najwyżej.

– To Wasze trofea? – pytam z zaciekawieniem, wskazując na pordzewiałe tarcze hamulcowe wiszące na ścianie.
– Tak. Zbieramy takie pamiątki jak się trafi jakiś klient z dziwną przypadłością. Widzisz te tarcze, w jakim są stanie? My takie ściągaliśmy z samochodu, który do nas przyjechał o własnych siłach! I to jeszcze klient mówił, że coś mu stuka w samochodzie – mówi trochę szyderczym głosem Sebastian. Na tamtej ścianie z kolei wisi spalone sprzęgło, zobacz w jakim pięknym stanie – dodaje.

Międzywarsztatowa współpraca przy naprawie silników

To co można zaobserwować, to spokój panujący w warsztacie. Każdy z pracowników ma przydzielone swoje stanowisko. Największy hałas wytwarzają maszyny i klienci. Jest po godzinie 13:00. Chłopaki poszli coś zjeść. Nurtuje mnie kilka kwestii, więc wracam porozmawiać z Ryśkiem.

– Co w kwestii naprawy silników jesteście w stanie zrobić na miejscu, a z czym udajecie się do innych, bardziej specjalistycznych warsztatów?

– Do specjalistycznych warsztatów oddajemy podzespoły wymagające np. regeneracji – takie jak turbosprężarki. To samo tyczy się specjalistycznej obróbki metali – jak planowanie głowicy czy precyzyjne szlifowanie. W takich aspektach lepiej współpracować z wyspecjalizowanymi firmami, które mają odpowiedni sprzęt do wykonywania takich napraw. Dla nas jest to przede wszystkim oszczędność czasu, ponieważ możemy w tym momencie zająć się innym pojazdem.

– Dużo sprzętu musicie dokupować przy tak rozmaitych naprawach? – dopytuję.
– Tak, bo obsługujemy kilka marek samochodów. Gdybyś był wyspecjalizowany na jedną markę, to inna sprawa, tam masz kilka – kilkanaście jednostek, a nie kilkadziesiąt. Wziąłbyś zestaw blokad do np. Opla i masz z głowy, a gdy masz taki asortyment samochodów jak my… Czy przychodzi 16-zaworowa benzyna czy diesel, to sprzęt musisz mieć. Dobry czujnik zegarowy, gdy przyjdzie Ci ustawić kąt wtrysku czy pompy. W temacie testerów jest tak samo. Mamy Delphi, KTS, G Scan, Autodatę, potrzebujemy dane regulacyjne (dot. luzów zaworowych, momentów dokręcania śrub). Zamawiamy przez dystrybutora, wgrywają nam program na cały rok.

– Wasz serwis nie przypomina szybkiego punktu napraw – podsumowuję klimat warsztatu.
– U nas jest trochę spokojniej. Tutaj nie da się pospieszać. Nie pracuje się na wariackich papierach przy takiej mechanice. Trochę trzeba pomyśleć i się zastanowić, jak podejść do tematu. Narobić bałaganu i kosztów, to nie problem. A często już widziałem partackie roboty. Głupi korek od miski olejowej potrafią zapchać sylikonem, bo się im nie chce przegwintować. Jak nie trzyma ten gwint, to trzeba przegwintować, założyć nowy korek i niech ten klient jedzie w spokoju.

Czy warsztaty takie jak ten mają przyszłość?

Chodzę między pomieszczeniami. Obserwuję pracę mechaników, pomagam przy różnych naprawach. Za każdym razem patrząc na któregoś z mechaników nietrudno odnieść wrażenie, że są bardzo pochłonięci tym co robią. Oprócz zmęczenia wynikającego z 9 już godziny pracy, widać w tych facetach pasję. Dochodzę do brutalnego wniosku, że takie warsztaty jak ten, są już na wyginięciu. Mało który serwis pracuje dziś bez chociażby podnośników. Rozkręcenie silnika do najprostszych podzespołów też nie każdy warsztat udźwignie. W tym wąskim sektorze mechaniki samochodowej nie ma już tendencji wzrostowej. O to też na koniec zapytałem właściciela tego przybytku.

Coraz rzadziej można spotkać takie serwisy jak Twój, jak myślisz z czego to wynika?
– Część warsztatów wypada pokoleniowo z rynku, po prostu się starzeje. Ojciec miał warsztat, syn już nie bardzo chce go prowadzić. Część właścicieli nie ma komu tego interesu przekazać, część idzie na emeryturę. Druga rzecz: to jest ciężki kawałek chleba, ciężka robota, stresowa. Łatwo popatrzeć, ale tu się trzeba trochę naszarpać, nierzadko też trafiają się auta-zagadki. Taka praca wymaga po prostu sporo myślenia i wysiłku.

W drodze powrotnej do domu sporo myślałem o tym miejscu. Pierwszy wniosek, jaki mi się nasunął to, że z pewnością nie należy oceniać książki po okładce, wszakże wygląd miejsca nie przywróci pełnej sprawności pojazdowi. Ten warsztat zdecydowanie nie wygląda jak z reklamy jednak pracują w nim fachowcy, którym nawet najbardziej skomplikowane naprawy nie są straszne. Renomy takiego miejsca nie potwierdzisz przy pomocy kilku gwiazdek w internecie, często takich warsztatów nawet tam nie ma. O jakości takiego warsztatu świadczą ludzie, którzy są jego klientami. A skoro przyjeżdża tam już trzecie pokolenie niejednej rodziny, to odpowiedź nasuwa się sama.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.

Mechanik, 16 stycznia 2019, 13:18 1 0

O, warsztat podobny do mojego. Pozdrawiam kolegów od skrzyń ;)

Odpowiedz

Egon, 16 stycznia 2019, 13:41 3 0

Brak czasu na remont, bo ciągle zap*******dol - Skąd ja to znam!

Odpowiedz

Andy, 17 stycznia 2019, 10:02 7 -1

Warsztatów które potrafią naprawić samochód
już prawie nie ma.
Serwisy autoryzowane to wymieniacze, jak wymiana jednej części nie pomoże to do skutku aż uda się trafić. Tam są fotele żeby klient nie upadł na kafelki dopóki nie zapłaci. Przyjedzie na reklamację to mu się znowu coś wymieni.
Jak nie dają rady to oddają do starych fachowców, którzy usterkę diagnozują.
Serwisy mają dobre narzędzia ale nie zawsze potrafią je użyć.
Fachowiec zawsze będzie miał pracę.

Odpowiedz

Andy, 17 stycznia 2019, 10:08 5 0

Fachowiec zawsze kupuje części solidne do których ma zaufanie. Jak klientowi nie pasuje cena dobrej części to niech sam sobie naprawia.

Odpowiedz

Wiesław, 17 stycznia 2019, 23:03 2 -1

Nie ma czegoś takiego jak gwarancja rozruchowa,kiedyś jaki dureń to wymyślił a reszta durni i cwaniaków oszustów to powiela.Albo część/silnik,skrzynia biegów,lub inny podzespół,część/jest sprawna lub nie.

Odpowiedz

Nick, 18 stycznia 2019, 7:19 0 -1

Znam co najmniej kilka takich warsztatów. Nic niezwykłego nie przeczytałem w tym artykule.

Odpowiedz

nero, 23 stycznia 2019, 22:26 1 0

Jakoś nic mnie nie zaskoczyło w tym opisie. Dzień jak co dzień w warsztacie. Rano mam taki zwyczaj że zamawiam części delph i ogarniam papiery. Potem robota aż do samej śmierci...

Odpowiedz