Pomoce dydaktyczne w nauce zawodu mechanika są nie tyle miłym urozmaiceniem, co niezbędnymi narzędziami pozwalającymi na rozwijanie odpowiednich kompetencji z zakresu obsługi i serwisowania pojazdów. Pewnie spora część naszych Czytelników miała sposobność w szkole zetknąć się z tablicami przyrządów, wyjaśniającymi np. działanie układu klimatyzacji. Większość takich środków dydaktycznych pochodzi od firmy Mechatronika. O rozwoju pomocy dydaktycznych dla młodych mechaników oraz problemach szkolnictwa zawodowego rozmawialiśmy z inż. Ryszardem Kędzia, Prezesem Zarządu firmy Mechatronika Wyposażenie Dydaktyczne.
Krzysztof Pawlak: Firma Mechatronika funkcjonuje od niemal 30 lat (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę). Wyposażenie dydaktyczne to dość oryginalny pomysł na biznes. Jaka jest geneza firmy? Innymi słowy – od czego się zaczęło?
Ryszard Kędzia: Firma Mechatronika z tą nazwą ma historię od 2002 roku, czyli 20 lat. Natomiast pod wcześniejszą nazwą Centrum Szkolenia Motoryzacji funkcjonuje od roku 1996. Jestem inżynierem absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej. Ostatnie lata mojej służby w mundurze, to funkcja konstruktora w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Poznaniu. Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem zapędów na to, żeby zajmować się biznesem.
Po zdobyciu doświadczenia warsztatowego w 1993 roku, uruchomiłem placówkę szkolenia kursowego dla warsztatów pod nazwą Autoelektronika, w której bardzo szybko zaczęli się pojawiać nauczyciele z niektórych szkół. Zaczęli na kursach pojawiać się również młodzi doktoranci z niektórych uczelni (szczególnie z Politechniki Poznańskiej), którzy jako absolwenci kierunków mechanicznych mieli niedostatek wiedzy z zakresu elektronicznych systemów sterowania. Ze względu na potrzeby branży motoryzacyjnej, brałem aktywny udział w formowaniu programów szkolenia i w ogóle nowych zawodów, korzystając z dobrodziejstw różnych konferencji i spotkań, aby tam określić treści pierwszych podstaw programowych.
W tym czasie w Niemczech również pojawił się zawód, który został nazwany po spolszczeniu mechatronik samochodowy. Wkrótce wraz ze współpracownikami, uruchomiłem placówkę edukacyjną pod nazwą Akademia Mechatroniki Pojazdowej, była to szkoła policealna, którą prowadziliśmy przez 12 lat. Pierwsze szkolenia kursowe zacząłem już w 1993 roku. W tamtym czasie pojawiły się również pierwsze pomoce techniczno-dydaktyczne oraz duża grupa narzędzi warsztatowych, które umożliwiały testowanie najróżniejszych czujników i mechanizmów wykonawczych.
Pomoce czysto dydaktyczne na poważnie zaczęliśmy produkować wtedy, kiedy nastąpiła zmiana nazwy firmy na Mechatronika Wyposażenie Dydaktyczne sp. z o.o. w 2002 roku. Od tamtego czasu jest to spółka celowa, która ma za zadanie produkcję sprzętu dydaktycznego na rynek szkolnictwa zawodowego.
Technika samochodowa rozwija się bardzo szybko. Jak bardzo zmieniły się obecnie produkowane pomoce dydaktyczne względem tych np. sprzed 20 lat i jak często wprowadzacie aktualizacje do poszczególnych zestawów? (np. klimatyzacji, elektryki, układów kierowniczych).
Z mojego punktu widzenia, a obserwuje motoryzację od końca lat 70, było widać dużą dynamikę rozwoju systemów, która trwała do około 2015 roku. Po 2015 roku samochody w zasadzie się nie zmieniły, jedynie te konstrukcje dojrzały. To, że niektórzy mają takie wrażenie, że samochody są coraz bardziej nowoczesne to tylko złudzenia. Najnowsze rozwiązania wprowadzane obecnie w niższych klasach pojazdów, dużo wcześniej już były widoczne we flagowych modelach lub markach premium. Napędowe zespoły elektryczne zostały opracowane już 15 lat temu. Samochód elektryczny jest samochodem dużo prostszym, ponieważ problem spalania węglowodorów wiąże się z ogromnymi kłopotami sterowania pracą silnika, który jest o wiele bardziej skomplikowany niż silnik elektryczny. Najbardziej skomplikowane technicznie samochody już były, stały się historią motoryzacji.
Jeżeli 30 lat temu mieliśmy pierwsze systemy wtryskowe w silnikach benzynowych, no to nie było systemów common rail, nie było systemów sterowania rozdzielaczowymi pompami rotacyjnymi, nie było systemów ESP w samochodach. Systemy klimatyzacji nie były sterowane elektronicznie. W związku z tym, kiedy te pierwsze systemy wtryskowe i zapłonowe produkowaliśmy jako urządzenia dydaktyczne, to odzwierciedlały one te rozwiązania, które były w ówczesnych samochodach. Później, kiedy pojawiały się systemy TDI, systemy złożonych systemów wtryskowych benzyny to tak samo zmieniały się nasze tablice.
Pojawiały się kolejne stanowiska demonstracyjne systemów i pojawiła się potrzeba poszerzenia podstawowej wiedzy dotyczącej układów automatycznej regulacji, sensoryki i aktoryki. Zostały opracowane takie zestawy, które nazwaliśmy zestawami panelowymi. Umożliwiają one wielokrotne pomiary parametrów najróżniejszych wartości i uzyskiwania charakterystyk, żeby przyszły mechanik rozumiał na co patrzy. Jeśli ma w dokumentacji pojazdu np. charakterystykę czujnika temperatury i jest tam wykres, to skąd się ten wykres wziął, co on oznacza i jak go odczytać? Tego typu umiejętności stały się obecnie elementem składowym kompetencji zawodowych, dlatego te pomoce opracowywaliśmy na podstawie wynikających potrzeb podstaw programowych. Szkoła nie kupi rzeczy, których nie musi kupić.
Jak duże jest zainteresowanie Waszymi produktami – innymi słowy, czy szkoły zawodowe mają fundusze na to, by kupować pomoce dydaktyczne? Powszechny jest nadal wizerunek szkół zawodowych, szkolących młodych ludzi na modelach z Malucha lub Fiata 125p.
Myślę, że nie jest to wizerunek powszechny, szkolnictwo zawodowe zostało przekazane we władanie właścicielskie organom samorządowym państwa, czyli prezydenci w dużych miastach, starostowie powiatów. Szkolnictwo zawodowe w dużych miastach podlega ich prezydentom i to jest największe nieszczęście tych szkół, bowiem pierwszeństwo ma szkolnictwo ogólnokształcące. Czy większość prezydentów miast ma w ogóle jakikolwiek pomysł na zakres i strukturę kształcenia zawodowego? Problem polega na tym, że dyrektorzy szkół zarządzają nimi tylko pod względem merytorycznym. Oni powinni być kontrolowani przez urzędy Państwa Polskiego, które są przy wojewodach. Kuratorium powinno być policjantem w imieniu społecznym, który weryfikuje czy właściciel szkoły, czyli organ prowadzący, prowadząc szkołę i przyjmując do niej uczniów, ma elementarne warunki, które pozwalają zrealizować program nauczania. Zrealizować tak, aby osoba, która kończy dany zawód, miała odpowiednie kompetencje, jakie wynikają z podstawy programowej. Niestety tak dobrze nie jest. W Polsce mamy około 1000 szkół zawodowych i mamy ogromne rozwarstwienie poziomu nauczania.
Szkoła nie jest od pozyskiwania funduszy. Szkoła winna mieć wyposażenie, jakie jest dzisiaj wymagane przez podstawę programową. Natomiast podstawa programowa jest w randze ustawy. Tam są wyszczególnione opisy, jakie pracownie mają być i w co te pracownie mają być wyposażone. Organ prowadzący ma obowiązek finansować szkołę w takim stopniu, żeby odpowiadała ona podstawie programowej, dawała możliwość zdania egzaminu przez ucznia, który kończy szkołę. Ten uczeń ma prawo do takiej nauki, która pozwoli mu te kompetencje zdobyć.
Problem polega na tym, że jeżeli mamy organ prowadzący wielozawodowe zespoły szkół, to nie zawsze widzi on specjalność samochodową jako tą dominującą dla rynku pracy. To wszystko powoduje, że w niektórych szkołach mamy duże niedoinwestowanie, które często jest potęgowane postawą dyrektora, który albo rozumie, że trzeba inwestować w kształcenie zawodowe o takim profilu albo nie i siłą rzeczy niektóre specjalności są traktowane bardziej po macoszemu.
W jaki sposób szkoły zakupują od Was sprzęt – czy jest to procedura przetargu publicznego czy jakiś inny sposób?
W 90% są to procedury przetargowe, realizowane z tzw. rządowych programów operacyjnych przeznaczonych na infrastrukturę edukacyjną. Państwo wyznacza jakąś pulę środków na 5-letnie okresy finansowania np. 5 mld euro ze środków unijnych, które wydają się duże. Jednak jak podzielimy tę kwotę przez liczbę ponad 20 tys. szkół w Polsce, to już te środki nie robią takiego wrażenia, gdyż wynoszą średnio rocznie około 50 tys. złotych. Środki są głównie pozyskiwane z rządowych programów operacyjnych przez samorządy na placówki, których są organami prowadzącymi. Rozstrzygane są z reguły jako przetargi publiczne. Czasem, jak są małe sumy do wydatkowania, to wówczas może to być rozwiązane na innych zasadach konkursu publicznego.
Obsługę jakich podzespołów samochodowych jest w stanie przyswoić uczeń przy pomocy Waszego sprzętu?
Obecnie sylwetka zawodowa technika pojazdów samochodowych to jest tak naprawdę mechatronik pojazdów samochodowych. Musi to być człowiek, który jest mechanikiem i rozumie wszystkie procedury dotyczące mechanizmów, śrub, połączeń. Następne zjawiska dotyczą elektryczności, czyli zasilania jak akumulator, alternator oraz systemów elektronicznych pojazdu. Jeżeli poprowadzimy proces edukacyjny zgodny z podstawą programową, to nasz technik jest w stanie obsługiwać, diagnozować i naprawiać pojazdy w całym zakresie.
Na rynku zaczynają się pojawiać urządzenia do obsługi pojazdów zelektryfikowanych. Czy takie pomoce naukowe są już dostępne czy dopiero będą wprowadzane?
Powoli zaczynamy działać w tym zakresie. Problem jest w tym, że jeśli chodzi o zakres nowej wiedzy, to on jest bardzo niewielki. Inwertery, przetworniki to elektrotechnika, którą mieliśmy w momencie, kiedy pojawiły się pierwsze falowniki. Dobre kształcenie mamy w specjalnościach sieciowych – elektromechaników, ale nie samochodowych. Te silniki mają nieco inną konfigurację i budowę. Stosuje się tylko 2 typy silników – synchroniczne i asynchroniczne, tylko że ich się nie naprawia, bo tam też niewiele się psuje. Może się coś urwać w czasie eksploatacji lub wypadku, łożyska mogą się rozsypać. Układ chłodzenia może niedomagać w takim silniku lub system inwerterowy, czyli przekształcenia napięcia stałego na zmienny. Zakres obsługi takich silników jest więc bardzo niewielki, w porównaniu z silnikiem spalinowym.
Należałoby programy dla tego zawodu nieco zmodyfikować o tę wiedzę, bo ona jest już dostępna. Przygotowaliśmy 2 lub 3 pomoce techno-dydaktyczne, które pozwalają uczniom na przyswojenie częściowego zakresu wiedzy o pojazdach elektrycznych. Jeden z tzw. symulatorów napędów hybrydowych sprowadzamy. Włosi opracowali taką wersję napędów, która nie nadaje się wprawdzie do naszego szkolnictwa zawodowego, ale nadaje się dla studentów, gdzie można zasymulować pracę napędu, ale zrobić to w takim zakresie, że w zasadzie trudno się zorientować, czy to już jest rzeczywista praca czy nie. Rzeczywisty symulator zrobiliśmy dla Politechniki Poznańskiej. Wyciągnęliśmy cały układ napędowy z samochodu z napędem hybrydowym, zastosowaliśmy układ retardera hamulcowego i układ dopędzający, trójfazowy silnik 15 kW, który imitował napęd, hamulec wirowy do wyhamowywania i wtedy cała procedura funkcjonowania układu napędowego pojazdu odbywała się na takim stanowisku. Uruchamialiśmy silnik, realizowaliśmy jazdę tylko na napędzie elektrycznym, w razie potrzeby, przy dużych obciążeniach, uruchamiał się silnik spalinowy. Zrobiliśmy taką pomoc dydaktyczną, ale jest to droga zabawa.
Przyjmijmy, że ma wejść do oferty całkowicie nowa pomoc dydaktyczna. Jak wygląda proces powstawania takiego produktu? Czy robicie badania rynku, współpracujecie z producentami części lub narzędzi?
Potrzebę użycia pomocy techno-dydaktycznej odzwierciedlającą realne rozwiązania w motoryzacji określamy w momencie realizacji zadań edukacyjnych dotyczących nowych rozwiązań w pojazdach. Pozwalają one na przekazanie i zrozumienie wiedzy w zakresie działania takiego układu, na którym można takie zadania zrealizować. Nie robimy badań rynku. Mamy ugruntowaną wiedzę w zakresie mechatronicznych systemów pojazdowych, którą cały czas uzupełniamy. Mamy 3 doświadczonych konstruktorów, z którymi przygotowujemy i opracowujemy pomoce dydaktyczne. Opracowujemy zadania edukacyjne na naszych kursach i szkoleniach oraz placówce szkolnej, którą prowadziliśmy przez 12 lat, to na naszych uczniach testowaliśmy takie rozwiązania. Te testy były o tyle cenne, że wykrywały jakieś niedoróbki, które mogliśmy w następnej wersji danej pomocy naukowej eliminować. Zdarza się też czasem opracowywać jakieś pomoce dydaktyczne dla uczelni wyższych, natomiast na zupełnie innych warunkach.
Na jakie pomoce dydaktyczne szkoły w Polsce mają obecnie największe zapotrzebowanie?
Zawsze szkoły mają jakieś potrzeby w tym zakresie. Problem jest taki, że w szkołach nie ma często mechanizmu sprzyjającego, który by skutecznie przyczynił się do uzyskania wyposażenia. To wynika m.in. z postawy naszych nauczycieli. Oni są godni wszelkiego rodzaju szacunku, ale też mają sporo za uszami. Nasz nauczyciel ma obowiązek 20- godzinnego tygodniowego pensum z 40-godzinnego tygodnia pracy. Podobnie jest np. w Niemczech, ale tam, niemiecki nauczyciel resztę 20 godzin ma obowiązek być w szkole. Nie prowadzi zajęć, ale ma być do dyspozycji ucznia i szkoły, ma analizować programy nauczania, wymyślać różnego rodzaju scenariusze lub zadania edukacyjne. A nasz nauczyciel kłania się nisko dyrektorowi szkoły, żeby ten zgodził się na pracę na drugi etat. Zrobi, co musi w jednej szkole i jedzie do następnej. A przy tym cały czas walczy o to, że mało zarabia. Nauczyciele w takich kombinacjach potrafią zarabiać i po 8 tys. zł na rękę.
Co Pan sądzi o obecnym poziomie szkolnictwa technicznego z perspektywy producenta wyposażenia?
Wszystkie formalne warunki są bardzo dobre. Mamy podstawy programowe, które mają nowoczesne treści. Tam są wymienione środki kształcenia, które powinny być w tych szkołach. Do tej pory wyposażyliśmy około 300-360 szkół o takim profilu, a jest ich około 1000. Jest jeszcze bardzo dużo szkół, w których nauczyciele mają ograniczoną wiedzę zawodową w zakresie mechatroniki pojazdowej. Zdarza się, że organy prowadzące orzekają, że to szkoła bez przyszłości na lokalnym rynku pracy, więc nie inwestują w tego typu szkoły zawodowe. W takim razie, właścicielu szkoły – organie prowadzący – dyrektorze szkoły; nie przyjmujcie dzieciaków do takiej szkoły i nie oszukujcie, że ich czegoś nauczycie. Na drugim końcu są doskonałe przykłady szkół bardzo dobrze wyposażonych. Potem na konkursach widać, jak wygląda przygotowanie tych szkół, które mają wyposażenie techno-dydaktyczne i przygotowanych nauczycieli a te, które wystawiają dzieciaki do konkursu niemające wcześniej wiele wspólnego z odpowiednim sprzętem. Ucznia da się nauczyć skutecznie zawodu, tylko potrzebny jest dostęp do odpowiednich pomocy naukowych i odpowiednio przeszkolonej kadry nauczycieli.
Komentarze