VW z trefnym oprogramowaniem już nie zarejestrujesz

1 sierpnia 2017, 10:34

Volkswagen w ramach rehabilitacji swojego wizerunku i względnie nisko-kosztowej naprawy szkody wyrządzonej poszczególnym nabywcom swoich aut, proponuje darmowe wgranie uczciwego oprogramowania. Ci, którzy postanowili jednak nie skorzystać z tej oferty, mogą mieć problem natury innej, niż oskarżenia ze strony Partii Zielonych.

Chodzi o problem z zarejestrowaniem takiego samochodu z trefnym oprogramowaniem. Jeśli natomiast posiadacze aut dla ludu z oszukującym softem mają już tę procedurę za sobą, mogą nadziać się na obowiązek wyrejestrowania swojego auta.

Co prawda takie zagrożenie występuje na razie tylko w Niemczech, jednak może ono istotnie wpłynąć również na naszą polską rzeczywistość motoryzacyjną. W jaki sposób? Ano w taki, że prawdopodobnie zwiększy się import trefnych Volkswagenów na wschód od Odry.

W Europie obecnie znajduje się około 8,5 mln samochodów z oprogramowaniem fałszującym wyniki pomiarów zanieczyszczeń wydychanych przez diesle z Wolfsburga. Tzw. „defeat device” (urządzenie udaremniające) wyłącza system neutralizowania tlenków azotu podczas normalnej eksploatacji samochodu, by włączyć go, kiedy tylko system rozpozna, że silnik poddawany jest testom.

Niemiecki Federalny Urząd Transportu Drogowego zagroził, że auta nie poddane modyfikacji mogą nawet stracić dopuszczenie do ruchu. Do tej pory „wyprostowano” oprogramowanie w ok. 5,5 mln Volkswagenów. Jednak wielu użytkowników tych aut skarży się, na brak mocy po zmianie oprogramowania na legalne.

Do tego dochodzą częste problemy z zaworami EGR oraz doniesienia o szybszym wypalaniu się filtra cząstek stałych.

Nie wolno się zatem dziwić tym właścicielom Volkswagenów z trefnym oprogramowaniem, którzy postanowili go nie zmieniać, nawet w ramach darmowej akcji serwisowej producenta.

Jak podaje niemiecki tytuł „Focus”, właściciele aut dla ludu tam zarejestrowanych, mogą niebawem spodziewać się kolejnych problemów w związku z użytkowaniem swoich całkiem świeżych samochodów. Tym razem jednak kłopoty będą miały naturę prawno-administracyjną, kiedy okaże się, że np. roczne auto nie ma prawa poruszać się po drogach.

Historia Dieselgate

Afera Dieselgate eksplodowała jesienią 2015 roku, kiedy wyszło na jaw, że całe serie wysokoprężnych silników montowanych w samochodach z Volkswagen Auto Group mają trefne oprogramowanie.

Pojazdy zdawały testy spalinowe śpiewająco, przy jednoczesnym zachowaniu wyśmienitych parametrów silnika. Zasługa tak świetnych wyników leżała po po stronie specjalnego oprogramowania, które przełączało silnik w tryb pracy serwisowej, kiedy tylko system wykrył, że auto jest właśnie poddawane testom emisji spalin.

Oprogramowanie powodowało, że zawartość tlenku azotu, wydychanego przez wysokoprężne jednostki VAG w trakcje laboratoryjnych testów, spełniała amerykańskie normy. W realnym świecie jednak, zanieczyszczenia potrafiły osiągać rejestry 40-krotnie przekraczające dopuszczalną ilość.

Afera zatoczyła szerokie kręgi. 18 września 2015 roku amerykańska EPA (Environmental Protection Agency), odpowiedzialna za ochronę środowiska w USA, wystosowała do wolfsburskiego producenta notę o naruszeniu Ustawy o Czystym Powietrzu (Clean Air Act).

Szacuje się, że na świecie około 11,5 miliona aut wyprodukowanych w latach 2009 a 2015, miało zainstalowane oprogramowanie manipulujące wynikami pomiarów.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Brak komentarzy!