Niedawno podczas grzebania w internetowych ogłoszeniach natknąłem się na prawdziwy rarytas – dobrze utrzymaną Syrenę 105. Oferent żądał za pojazd 6 tys. złotych, co może wydać się szokujące, ponieważ w tej cenie można znaleźć auto o dwadzieścia lat młodsze. Ci, którzy znają nieco rynek motoryzacyjny Europy Zachodniej wiedzą jednak, że oldtimery w dobrym stanie technicznym potrafią tam osiągnąć oszałamiające ceny. Podobnie zaczyna być i u nas. Dlatego jeszcze nie tak dawno pogardzana i nic nie warta „skarpeta” ma dziś status klasyka i legendy polskiej motoryzacji.

Na Zachodzie funkcjonują warsztaty specjalizujące się w przywracaniu życia weteranom szos. Jest to znacząca nisza rynkowa, o czym świadczy fakt, że wielu dostawców części, nadal oferuje elementy do zabytkowych aut. W naszym kraju również funkcjonują serwisy zajmujące się restaurowaniem wiekowych wehikułów. O tym, że na tym biznesie można zarabiać świadczy przykład jednego z podkarpackich warsztatów wyspecjalizowanego w reanimacji stareńkich Saabów, pamiętających jeszcze czasy króla Gustawa Adolfa (nie tego od wojny trzydziestoletniej, rzecz jasna, tylko dziadka obecnego monarchy). Serwis ów słynie m.in. z dorabiania części, które są już nie do zdobycia.

Mody przychodzą do nas z Zachodu, a jak wiadomo fascynacja oldtimerami to niemieckie hobby. Aby się o tym przekonać, trzeba odwiedzić, któryś Meilenwerków, będących skrzyżowaniem muzeów motoryzacji z garażami. Wszystkie zgromadzone tam samochody są na chodzie i należą do prywatnych właścicieli, którzy od czasu do czasu zabierają je na przejażdżki. Zlokalizowane są tam również warsztaty wyspecjalizowane w serwisowaniu tych aut. Kto wie, być może moda na klasyki przywędruje do nas, zwłaszcza, że w polskich garażach i szopach nie brakuje pojazdów, które po odrestaurowaniu mogłyby ze starych gratów zmienić się w cacka.

Autor: Grzegorz Kacalski
Artykuł ukazał się w numerze 10/2008 miesięcznika Świat Motoryzacji