Komisja Europejska pracuje nad zmianą limitów emisji dwutlenku węgla przez nowo produkowane samochody. W efekcie nowe auta powinny spalać mniej paliwa. Jest jednak także inna możliwość.
Dotychczasowe normy unijne w zakresie emisji dwutlenku węgla przez samochody osobowe i lekkie dostawcze nie były zbyt rygorystyczne. Dość wspomnieć, że normy EURO, czyli przepisy dotyczące dopuszczalnych emisji spalin w nowych pojazdach sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej, w ogóle nie uwzględniają emisji CO2, a jedynie tlenki azotu (NOx), węglowodory (HC), tlenki węgla (CO) i cząstki stałe (PM). W Unii Europejskiej istnieje jednak osobny limit dotyczący emisji dwutlenku węgla. Aktualny obowiązuje od 2015 r. i wynosi 130 g/km (średnio dla wszystkich pojazdów producenta). Prawdopodobnie już od 2020 r. zaczną obowiązywać nowe normy, drastycznie obniżające ten poziom emisji.
Według pierwotnej propozycji, limity mają być tak niskie, że dopuszczalne spalanie aut z silnikami benzynowymi nie powinno przekraczać 4,1 l na 100 km, natomiast diesli 3,6 l. Nie chodzi jednak o każdy wyjeżdżający z fabryki pojazd. Podane liczby to średnia dla wszystkich samochodów każdego producenta, produkowanych w określonym czasie. Jak łatwo się domyślić, sposobem na skuteczne obniżenie tej średniej może być produkcja i sprzedaż wielu pojazdów elektrycznych.
Nie oznacza to, że producenci pojazdów będą mieli łatwe zadanie. W ostatnich latach w parze z tendencją do obniżania poziomów emisji szkodliwych substancji, szła tendencja do wzrostu średniego spalania samochodów. Coraz większą popularnością zaczęły cieszyć się cięższe, mniej aerodynamiczne pojazdy z segmentów SUV oraz VAN, cechujące się sporym zapotrzebowaniem na paliwo. Moda na większe auta raczej nie przeminie, zatem wiele wskazuje na to, że producenci będą musieli bardzo postarać się, by sprzedać jak najwięcej elektrycznych pojazdów nie emitujących CO2. Innym rozwiązaniem jest rzecz jasna obniżenie wyników spalania flagowych, najlepiej sprzedających się modeli. Wydaje się jednak, że takie rozwiązanie nie jest możliwe do realizacji w tak krótkim czasie. Unijny projekt zakłada, że limity CO2 będą w kolejnych latach ponownie stopniowo obniżane.
Trzecim wyjściem dla producentów pojazdów może być świadome przekroczenie limitów i uiszczenie za to stosownych, z góry przewidzianych kar. Te będą jednak dość wysokie – od 2019 r. za przekroczenie limitu producent auta będzie musiał zapłacić 95 euro za każdy gram na kilometr. Limity emisji nie będą jednak określone sztywno. Projekt unijny przewiduje nagradzanie producentów, szczególnie angażujących się w produkcję i sprzedaż aut elektrycznych i hybrydowych. Sprzedaż każdego auta niskoemisyjnego będzie “punktowana” za dwa w początkowej fazie obowiązywania nowych limitów.
Dyskusja na temat szkodliwości emisji CO2 przez samochody trwa od dłuższego czasu. Wiele jednak wskazuje na to, że w opisywanym przypadku unijni komisarze skupiają się przede wszystkim na promowaniu pojazdów z napędami alternatywnymi, a limity emisji CO2 mają być dobrym pretekstem do stopniowego eliminowania z rynku aut z silnikami spalinowymi. Na wiążące decyzje w sprawie nowych przepisów musimy jeszcze poczekać.
Komentarze