Amatorski samochód do driftu – od czego zacząć? Opinie mechanika i Bartka Ostałowskiego.

28 sierpnia 2024, 10:58

Drifting to kontrowersyjny sport motorowy, który ma rzeszę fanów na całym świecie. Samochód, który podoła zadaniu startu w tej formule, musi spełniać podstawowe wymagania, nawet jeśli rozmawiamy o amatorskiej jeździe po torze, a nie zawodach. Jakie są koszta budowy takiego auta?

amatorski drift
fot. M. Beszta-Borowski / MotoFocus.pl

Drifting. Co to właściwie jest?

Drifting to w najprostszym wytłumaczeniu kontrolowane utrzymywanie samochodu w poślizgu nadsterownym. Samochody przystosowane do takiej jazdy nie mają lekko: ciągła wysoka temperatura i praca na najwyższych obrotach jest uciążliwa nie tylko dla silnika, ale też całego zespołu napędowego, hamulców czy nawet zawieszenia.

Rodzi się więc pytanie: jakie są koszta budowy podstawowego samochodu, który posłużyłby jako auto do treningów driftu na torach?

Jak powinien wyglądać samochód do amatorskiego driftu?

Drifting profesjonalny jest opatrzony wieloma wymogami dotyczących samochodu. Amatorski z kolei wymaga raptem kilku koniecznych zmian mechanicznych, które sprawią, że samochód będzie łatwy do wprowadzenia w poślizg i będzie w stanie ten poślizg utrzymać.

W tym celu konieczne będzie na pewno zaspawanie mechanizmu różnicowego. To zabieg, który w “normalnym” aucie poruszającym się po ulicy nie powinien mieć miejsca i zahacza o tzw. “druciarstwo”, ale w driftingu jest niemal konieczny. Jest to tańsze “zastąpienie szpery” i odpowiada za jednakową prędkość obrotową kół przez cały czas jazdy. Trzeba mieć też na uwadze, że zaspawany dyferencjał mocno nadwyręża półosie przy parkowaniu i ogólnie przy przemieszczaniu się.

– Koszty zbudowania samochodu do amatorskiego driftu na torze jest uzależnione od tego, jak długo chcemy jeździć pierwszym samochodem. Można kupić samochód nawet za 4-5 tysięcy złotych, zaspawać dyferencjał (zazwyczaj około 3 godzin pracy) i to w gruncie rzeczy wystarczy do pierwszych kroków: ósemek czy kręcenia bączków – mówi nam Piotr Pieńczuk, mechanik z  podwarszawskiej Kobyłki.

W driftingu ważne jest również obniżenie środka ciężkości samochodu i ogólne usztywnienie i obniżenie zawieszenia. To konieczny krok, by samochód lepiej zachowywał się podczas jazdy w kontrolowanym poślizgu: będzie stabilniejszy i przyczepniejszy. Sama inicjacja poślizgu wówczas będzie wymagała znacznie mniej energii.

amatorski drift
fot. M. Beszta-Borowski / MotoFocus.pl

Dalszą modyfikacją zawieszenia jest zwiększenie kąta skrętu przednich kół. W zależności od marki są sprzedawane gotowe zestawy lub trzeba takowy zamówić w specjalistycznych firmach. Nie jest to modyfikacja konieczna, ale dla samochodów ze sporą mocą niezwykle przydatna.

Podobnie z hamulcem ręcznym. Na treningach często inicjuje się poślizg, właśnie blokując tylne koła. W tym celu konieczna będzie instalacja hydraulicznego hamulca ręcznego, czyli działającego na zasadzie hamulca nożnego. Tutaj również można przebierać w gotowych zestawach, które trzeba tylko dopasować do swojego samochodu.

To wszystko pozostawia wątpliwość: jakie są koszta zakupu i instalacji takich modyfikacji? Ceny części są indywidualne dla każdego modelu. Zapytaliśmy dalej mechanika Piotra, który niejednokrotnie mierzył się z budową amatorskiego samochodu, o podpowiedź w poszukiwaniu optymalnej bazy oraz modyfikacje z nią związane.

– Jeśli szukamy auta na choćby jeden sezon lub więcej, to warto wybrać ładniejszą bazę. Dobrym wyborem w 2024 roku będzie zdrowe blacharsko i w miarę mocne BMW serii 3, E46 (koszta około 10 tysięcy). Gwintowane zawieszenie spełniające minimalne podstawy to około 1500 złotych w częściach. Adaptery skrętu do tego samochodu produkuje kilka firm, podobnie hydrauliczny hamulec ręczny. Do tego należałoby doliczyć kubełkowy fotel z pasami i wygodniejszą kierownicę sportową. Przygotowanie takiego auta w warsztacie to około 20-35 roboczogodzin – dodał Piotr Pieńczuk.

Amatorski drift oczami profesjonalisty. Od czego zacząć?

O opinię na temat amatorskiego driftu i budowy samochodu “garażowymi” sposobami zapytaliśmy także Bartka Ostałowskiego, jednego z najbardziej utytułowanych drifterów w Polsce. Bartek radzi, aby jeszcze przed zakupem bazowego auta sprawdzić się… wirtualnie.

– Kiedy ludzie nie mają doświadczenia, bardzo dużo daje symulator. Łatwiej jest zrobić pierwsze kroki w symulatorze i przesiąść się na samochód, niż na odwrót. O wiele prościej jest zaadaptować odruchy zaczerpnięte z wirtualnej jazdy do rzeczywistości, co może niesamowicie ułatwić postawienie pierwszych kroków – tłumaczy Bartek Ostałowski.

– Jeśli chodzi o samochód natomiast, na początek polecam ostrożniejsze podejście do mocy. Maksymalnie 200, 300 koni, by nauczyć się kontrolować auto na różne sposoby: “zarzucić” z masy, “kopnąć w sprzęgło” czy przeciągnąć zakręt hamulcem ręcznym. Dobrą i relatywnie tanią bazą jest BMW E36 i E46. Można kupić samochód z fabrycznie w miarę mocnym silnikiem, są podatne na modyfikację i jest do nich od groma części – dodaje Bartek.

Podsumowując, by zacząć przygodę z driftingiem, nie potrzeba wiele. Grunt, to znalezienie dobrej, popularnej w tym sporcie bazy, która będzie podatna na dalsze modyfikacje i ulepszenia. Kluczowe jest, by zacząć od auta, które nie będzie dysponowało gigantyczną mocą, ale wystarczającą do postawienia pierwszych kroków.

Warto także rozważyć inwestycję w symulator. Nie musi być to oczywiście pełna aparatura, ale dobra kierownica i odpowiedni program wystarczą, by w bezpieczny i wirtualny sposób sprawdzić, jak zachowuje się samochód przy wprowadzaniu go w poślizg.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Brak komentarzy!