Jak przygotować syna na przejęcie warsztatu? Jak wychować następcę?

24 lipca 2017, 9:52

Nowe pokolenie właścicieli warsztatów zmierzy się z wyzwaniami, o jakich nawet nie śniło się ich rodzicom. Przejęcie i prowadzenie warsztatu w nowych czasach będzie bardzo trudnym zadaniem. Jak się przygotować?

Zastanówmy się nad tym, jak będzie wyglądał rynek warsztatowy za 5, 10 czy nawet 15 lat. Osoby, które dziś przejmują warsztaty po swoich rodzicach czy innych reprezentantach starszego pokolenia, powinny spojrzeć na ten interes właśnie w takiej perspektywie. Czy warsztat dziś przynoszący spore profity za kilka lat nadal będzie dobrym źródłem utrzymania? Wszystko będzie zależeć od przyjętej strategii działania, nad którą warto zastanowić się już dziś.

Wyzwania dla młodego pokolenia warsztatowców

Właściciele warsztatów, którzy dziś zastanawiają się nad rychłym przejściem na emeryturę, zazwyczaj rozkręcali swój biznes w latach 90. lub wcześniej. Poradzili sobie w trudnym okresie przemian gospodarczych, ale też skorzystali na galopującym wzroście liczby samochodów kupowanych przez Polaków. W tamtych czasach bardzo ważna była elastyczność, zdolność do dostosowywania się do szybko zachodzących zmian. Obecnie przed właścicielami warsztatów staje wiele wyzwań, które spróbujemy zidentyfikować już dzisiaj. Warto zadać sobie pytania m.in. o to:

  • Co zrobić, aby przygotować się na ewentualność braku gniazda OBD w samochodach?
  • Jak przygotować się na obsługę samochodów z ograniczonym dostępem do systemów telematycznych?
  • Jak poprawnie obsługiwać i naprawiać pojazdy hybrydowe i elektryczne?
  • Jak będzie wyglądać obsługa nowoczesnych systemów wspierania kierowcy, opartych na radarach i czujnikach?
  • Co robić, aby rozwiązać problem dostępu do informacji technicznych dotyczących napraw nowych modeli samochodów?

 

Z powyższymi problemami przyjdzie zmierzyć się każdemu, kto będzie chciał przetrwać na rynku warsztatowym. W większości przypadków nie wchodzi w grę działanie w pojedynkę.

 

Jak na działalność swoich dzieci zapatruje się właściciel warsztatu myślący o tym aby zwolnić tempo pracy i zacząć więcej czerpać z życia? Witold Modzelewski z warsztatu Bosch Service Modzelewscy w Chotomowie jest obecnie w trakcie realizacji trudnego zadania. Polega ono na przekazaniu prowadzonego przez 30 lat interesu w ręce dwójki synów. Jak przebiega ten proces i czy synowie będą gotowi na wyzwania, jakie czekają ich na rynku warsztatowym?

Witold Modzelewski z żoną i synami. (fot. Bosch)

Witold Hańczka: Jak zaplanował Pan przekazanie warsztatu synom? Czy dzieje się to metodą „szybkiego cięcia” czy raczej jest to proces stopniowy?

Witold Modzelewski: Dzieje się to stopniowo. Nie wycofałem się całkowicie z działalności warsztatu. Raczej sobie tego nie wyobrażam, chyba podobnie jak żaden z moich kolegów, by z dnia na dzień po prostu przestać przyjeżdżać do firmy i nie interesować się jej losem.

Moim zdaniem najlepszą metodą jest częściowe przekazywanie kompetencji. U nas dzieje się to etapami. Gdy na przykład synowie dobrze zaczęli radzić sobie z usługami serwisowymi (obsługą klientów, planowaniem pracy, zamówieniami) ja w ogóle przestałem angażować się w ten fragment działalności, itd.

Co jest dla Pana najtrudniejsze w tym układzie?

Największą trudność stanowiła dla mnie akceptacja faktu, że w moim warsztacie ktoś inny podejmuje decyzje. Założyłem warsztat i przez 30 lat decydowałem o wszystkim praktycznie jednoosobowo. Po przekazaniu firmy muszę pogodzić się z tym, że ktoś decyduje, a ja tylko się temu przyglądam. Zdarzyło się kilka stresujących sytuacji z tym związanych, nie mogę zaprzeczyć. Trzeba było po prostu uzbroić się w cierpliwość. Na szczęście synowie dogadują się fantastycznie między sobą, podzielili się obowiązkami. Wzajemnie uzupełniają się.

Czy zastanawiał się Pan nad tym, jak w przyszłości zmieni się rynek warsztatowy, z jakimi wyzwaniami przyjdzie się zmierzyć Pana synom?

Moim zdaniem w najbliższej przyszłości – w ciągu 10, może 15 lat – czeka nas całkowita rewolucja, jeśli chodzi o usługi w branży motoryzacyjnej. Nastąpi stopniowe wycofanie z rynku silników benzynowych i wysokoprężnych, wzrośnie udział hybryd i samochodów elektrycznych, a może pojawią się jeszcze inne rozwiązania. Sądzę, że zmieni się nie tylko rodzaj napraw, ale także rola warsztatu. Wyobrażam sobie, że będzie on czymś w rodzaju centrum, które będzie odpowiedzialne nie tylko za naprawienie samochodu klienta, ale szerzej, za zapewnienie mu transportu z domu do miejsca pracy, na wypoczynek wakacyjny itd.

Staram się uczestniczyć w szkoleniach i wszelkich prezentacjach dotyczących nowych technologii. Tylko tak można się zapoznać się z nimi i przygotować na ich wejście na rynek. To wcale nie jest odległa perspektywa. Razem z synami mocno koncentrujemy się na gotowości do obsługi samochodów hybrydowych i elektrycznych. Wiele z nich jest już na rynku, lada moment będą mieć 5 czy 7 lat, a ich właściciele poszukają alternatywy dla autoryzowanych stacji obsługi na niezależnym rynku.

Synowie mogą liczyć na Pana rady i doświadczenie. Skąd Pan, prowadząc warsztat samodzielnie, czerpał informacje, plany na rozwój firmy?

Moim zdaniem kluczową rolę w branży warsztatów odgrywa dialog. Zawsze wychodziłem z takiego założenia. Dziś komunikacja jest prosta. Gdy zaczynałem, nie było Internetu czy telefonów komórkowych. I wtedy mimo wszystko dawaliśmy radę spotykać się z innymi właścicielami warsztatów, rozmawiać i przekazywać sobie doświadczenie, wzajemnie pomagać. Tę samą metodę przekazałem swoim synom. Zresztą nawet nie musiałem, gdyż dla tego pokolenia jest to norma. Im nie przyszłoby do głowy zamykanie się na świat i robienie ze swojej działalności jakiejś tajemnicy w celu ukrycia się przed konkurencją. W dobie Internetu nie ma tajemnic i moim zdaniem bardzo dobrze, że nie ma.

Na rynku lokalnym wg mnie nie powinno być ostrej konkurencji. Inne warsztaty powinno traktować się po partnersku. My także świadczymy niektóre usługi dla innych warsztatów (gdy np. nie posiadają jakiegoś sprzętu) i owszem, czerpiemy z tego również zyski. Właśnie dlatego uważam, że konkurowanie na siłę jest drogą donikąd.

Jaki model działania poleciłby Pan młodym warsztatowcom, którzy dopiero przejęli firmę i zaczynają nią zarządzać?

Młodym właścicielom warsztatów doradzam przede wszystkim cierpliwość. Trzeba rozmawiać, nie tylko przedstawiać własne zdanie, ale też słuchać. Mi zdarzają się sytuacje, w których syn przychodzi i mówi, „zobacz tato, robiłeś coś tyle lat w ten sposób, a my wprowadziliśmy proste rozwiązanie i robimy to dwa razy szybciej.”. Najważniejszy jest dialog, młody człowiek musi też zrozumieć racje swojego rodzica. Ale powinien też stopniowo doradzać, pokazywać, że np. po zakupie nowego sprzętu diagnostycznego, zwiększymy zyski dwukrotnie w tym samym czasie. Tego nie da się osiągnąć jednego dnia. Znalezienie kompromisu wymaga pracy i przede wszystkim cierpliwości.

Utrudniony dostęp do danych technicznych pojazdów, zamknięte systemy telematyczne, ograniczanie możliwości diagnozowania usterek nowych pojazdów – to tylko niektóre kwestie, które mogą zaszkodzić niezależnym warsztatom w najbliższych latach. Jak w Pana opinii można przeciwstawić się zmianom na gorsze?

Ja osobiście należę do stowarzyszenia MOVEO. Jak wspomniałem, jestem zwolennikiem idei wspólnego działania, dlatego też zachęcam wszystkie warsztaty do tego, by zrozumiały, że razem możemy więcej. Jakby to ująć w kolokwialny sposób – „w kupie siła”, warsztaty to ogromny potencjał, mamy dwadzieścia kilka tysięcy niezależnych warsztatów w Polsce. To jest potęga, z którą każda organizacja czy organ państwowy muszą się liczyć.

Z czego Pana zdaniem wynika fakt, że np. dealerzy samochodów, prowadzący autoryzowane stacje napraw mają swoje stowarzyszenia już od dawna, tymczasem podobnych organizacji na rynku warsztatowym po prostu nie było?

Wszystko przyjdzie z czasem, do tego także dorośniemy. Dealerzy przejęli pewne wzorce, które przyszły z Zachodu. My jako niezależni, musimy sami zrozumieć pewne rzeczy. Jest tylko kwestią czasu, gdy takie organizacje warsztatowe jak MOVEO będą prężne i silne, staną się prestiżowe.

Pokolenie, które teraz przejmuje warsztaty już rozumie to, że takie działanie na zasadzie „każdy sobie rzepkę skrobie” nie przynosi żadnych efektów. Jako organizacja możemy mieć swoich prawników, swoich przedstawicieli, którzy będą nam pomagali negocjować ważne kwestie. Przyszedł czas, w którym warsztaty muszą same zawalczyć o siebie, o własne interesy.

Konkurencja ze strony autoryzowanych stacji, odpływ pieniędzy z rynku właśnie w kierunku tych stacji, wymusi to, że warsztaty niezależne będą chciały się jednoczyć. Oby tylko nie było za późno.

Gdzie powinien bywać właściciel nowoczesnego warsztatu? Targi, szkolenia?

Miejsca takie jak targi, szkolenia, spotkania branżowe to są punkty obowiązkowe. Tam trzeba bywać. To naprawdę nie jest problem pojechać te parę kilometrów np. na targi dystrybutorów czy też do Poznania. Podobnie uczestnictwo w szkoleniach organizowanych przez firmy, które produkują dane części czy urządzenia lub przez sieci serwisowe nie jest obciążeniem. Przeciwnie, dla mnie jest to podstawa działalności. Skoro mogą mi fachowcy pokazać, wytłumaczyć jak daną rzecz naprawić dobrze, czemu miałbym z tego nie korzystać? Poza tym w takich miejscach można spotkać innych mechaników czy właścicieli warsztatów i wymienić z nimi doświadczenia.

Nie wszyscy właściciele warsztatów są skłonni do zmian, inwestowania w przyszłość. Mogą w ten sposób ograniczać szansę swojego biznesu na przetrwanie w przyszłości…

Pamiętam jak kilka czy kilkanaście lat temu część warsztatów zaczęła walkę z Internetem. Na przykład z tym, że ludzie kupują tam części taniej, przez co nie nabywają ich w warsztacie. Ale nie da się zawrócić kijem Wisły. Nawet jeśli powiedzmy 30% klientów odejdzie, mamy jeszcze 70% i na nich trzeba się skupiać. Nie wolno walczyć z Internetem, należy nauczyć się z nim współpracować. Historia pokazała, że ci, którzy się tego nauczyli są na rynku do dziś i ich interes dobrze funkcjonuje. Ci, którzy walczyli z Internetem czy innymi nowinkami, polegli i ich firmy nie istnieją.

Przeskok cywilizacyjny nie jest niczym nowym. Wielu z nas już czegoś takiego doświadczyło, gdy w latach 90. zaczęły do warsztatów przyjeżdżać pojazdy zachodnie, w miejsce dotychczas znanych nam modeli typu Duży Fiat czy Zastava. Chyba nie muszę mówić, co się stało z tymi, którzy nie przestawili się wtedy na obsługę tych nowych aut.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.

bazyl, 2 sierpnia 2017, 16:50 5 0

sam głos rozsądku i patrzenia w przyszłość a nie tylko narzekania typowe dla wielu warsztatów. Tak trzymać!!!!

Odpowiedz