Yamaha opracowała patent na „sztuczny silnik” do motocykli elektrycznych – z prawdziwym tłokiem, zaworami i układem wydechowym, który nie spala paliwa. Ma tylko udawać dźwięk i wibracje spalinowego odpowiednika. Brzmi absurdalnie? Tak może wyglądać przyszłość jednośladów.

Powrót dźwięku i wibracji w erze ciszy
Wraz z rozwojem motocykli elektrycznych wielu producentów staje przed tym samym problemem – brakuje emocji. Nie ma pomruku silnika, nie ma drgań, które dla wielu motocyklistów stanowią „duszę” maszyny. Yamaha postanowiła rozwiązać to… bardzo dosłownie. Zamiast symulować dźwięk głośnikami, zaprojektowała urządzenie, które mechanicznie udaje prawdziwy silnik.
Patent opisuje pełnowymiarowy blok z tłokiem, cylindrem, zaworami i wałem korbowym. Wszystkie te elementy poruszają się, wykonując cztery suwy „pracy”, choć bez spalania paliwa. W efekcie generują hałas i wibracje przypominające klasyczny silnik spalinowy – ale kosztem energii elektrycznej i masy motocykla.

Jak działa silnik, który nic nie robi?
„Sztuczny silnik” Yamahy to złożony układ napędzany przez właściwy silnik elektryczny motocykla. Wykonuje pełne cykle pracy, spręża powietrze i wypuszcza je przez zawory, tworząc dźwięk zbliżony do spalinowego brzmienia.
Inżynierowie musieli zadbać o szczelność, smarowanie i chłodzenie elementów, które… nie pełnią żadnej użytkowej funkcji. Krytycy pytają więc: czy naprawdę warto tracić energię, wagę i przestrzeń tylko po to, by udawać emocje sprzed epoki elektryfikacji?

Między nostalgią a absurdem
W świecie motoryzacji fałszywe elementy nie są nowością – od atrap wydechów po syntetyczny dźwięk silnika prosto z głośników. Ale dotąd żaden producent nie posunął się tak daleko. Patent Yamahy to fizyczny, ciężki, hałaśliwy komponent, który nie tylko niczego nie napędza, ale zmniejsza zasięg i osiągi motocykla.
Dlaczego więc Yamaha to robi? Jedna z hipotez mówi, że firma liczy na przyszły postęp technologiczny – większe baterie, które pozwolą „zmarnować” trochę energii na sztuczne emocje. Może to też być sposób na przyciągnięcie najbardziej konserwatywnych motocyklistów, którzy nie potrafią rozstać się z dudnieniem spalin. Problem w tym, że to właśnie oni najbardziej nienawidzą podróbek. W tym kontekście najbardziej trafioną docelową grupą odbiorców mogą okazać się nowe pokolenia motocyklistów. Ludzi, którzy mogą już wkrótce patrzeć na motoryzację z całkiem nowego punktu widzenia.
Pomysł Yamahy wywołał burzę, bo trafia w samo sedno współczesnych dylematów: czy technologia ma naśladować przeszłość, czy tworzyć przyszłość?
Zamiast wykorzystać zalety napędu elektrycznego, producent próbuje odtworzyć jego przeciwieństwo z całym bagażem strat i ograniczeń. To najbardziej autentyczny sposób, by coś udawać, ale czy jest to dobry kierunek w rozwoju motoryzacji?
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.
Mechanik elektryk, 11 października 2025, 13:29 6 0
Co to za bzdura!!???
Odpowiedz
Alias83, 13 października 2025, 12:08 2 -2
Dla mnie największą zaletą pojazdów elektrycznych, jest właśnie cisza i (względna) prostota konstrukcji, więc pomysł wydaje się mocno nie trafiony...
Odpowiedz
Piotr, 14 października 2025, 7:44 2 -3
Jezdzisz na motocyklu? Bo patezac z tej perspektywy, ogolnie motocykle to bzdura, bo nie slużą sensownemu przemieszczaniu z Ado B, tylko w 90 procentach, do bezcelowego " latania"
Odpowiedz
Spalinowy, 14 października 2025, 9:00 2 -1
Ale bezcelowe latanie wcale nie musi zakłócać spokoju wszystkim tym strzelaniem z wydechu i wyciem silnika.
Odpowiedz
Akragas, 14 października 2025, 13:43 4 -1
Przez kilka lat po 8 miesięcy w roku dojeżdżałem motocyklem do pracy do sąsiedniego miasta oszczędzając sporo paliwa, czasu i kosztów. Przy średnim spalaniu 3,4 litra robiło różnice ponad 500 PLN oszczędności miesięcznie. Być może niebawem będę potrzebował do tego wrócić.
Odpowiedz