Pod koniec ubiegłego roku w życie weszło unijne rozporządzenie GPSR. Regulacja wymaga od sprzedawców wprowadzania dodatkowych informacji o produktach i — jak się okazuje — jest dość sporym wyzwaniem dla firm w branży motoryzacyjnej. Jak to wszystko może wpływać na dystrybutorów części i jakie obecnie ma pokrycie w polskim prawie?

GPSR: o co tu chodzi?
GPSR to skrót od General Product Safety Regulation, czyli — jeśli tłumaczymy dosłownie — Regulacja dotycząca bezpieczeństwa produktów. W ogólnym założeniu ma ona wprowadzać i zapewniać najwyższy standard bezpieczeństwa produktów konsumenckich na całym obszarze UE. Jednocześnie GPSR zastępuje dotychczasową Dyrektywę o Ogólnym Bezpieczeństwie Produktów i ma dostosować przepisy do realiów nowoczesnego handlu.
Regulacja jest całym zestawem przepisów, które mają na celu znacznie zwiększyć bezpieczeństwo konsumentów kupujących swoje produkty online, chociaż bezpośrednio dotyka także przedsiębiorców pracujących w placówkach stacjonarnych.
Są jednak wyjątki, których GPSR nie dotyczy. To między innymi:
- Leki,
- Żywność i napoje,
- Karma dla zwierząt,
- Żywe rośliny i zwierzęta,
- Antyki,
- Środki ochrony roślin,
- Samochody i samoloty.
Jakie obowiązki mają sprzedawcy po GPSR?
GPSR to przede wszystkim nowe obowiązki spoczywające na przedsiębiorcach, którzy prowadzą firmy zajmujące się produkcją, importem lub dystrybucją produktów konsumenckich, w tym części samochodowych. Jakie są te obowiązki?
- Dokumentowanie i etykietowanie produktów: każdy produkt na rynku musi mieć odpowiednią dokumentację potwierdzającą jego zgodność z normami bezpieczeństwa. Etykietowanie musi być zrozumiałe i jasne dla konsumenta. Ważne, by widoczne i łatwo dostępne były informacje o producencie oraz kraju pochodzenia produktu.
- Śledzenie łańcucha dostaw i pochodzenia produktów: kolejnym obowiązkiem jest konieczność udowodnienia dokładnego miejsca pochodzenia produktu. Przejrzysty musi być każdy fragment łańcucha, od producenta, aż po sprzedawcę.
- Dokładne monitorowanie rynku: to chyba jeden z najtrudniejszych punktów dla przedsiębiorców. Wraz z wprowadzeniem GPSR konieczne jest bieżące sprawdzanie, czy dany produkt nie został uznany za niebezpieczny i czy nie stwarza zagrożenia. To z kolei wymaga ścisłej współpracy z organami nadzoru oraz regularnych audytów.
Niestosowanie się do nowych przepisów będzie groziło nałożeniem kar finansowych na przedsiębiorców lub innego rodzaju sankcji.
– W naszej ocenie ta regulacja jest oczywiście istotna z punktu widzenia właściwie wszystkich uczestników rynku. Problemem jest jednak niska świadomość istnienia tych przepisów, które są stosunkowo nowe ale przede wszystkim opieszałość polskiego ustawodawcy, który zwleka z wdrożeniem przepisów krajowych dostosowujących rozporządzenie do polskiego prawodawstwa, bo choć przepisy rozporządzeń są stosowane bezpośrednio w państwach członkowskich, to jednak projekt ustawy o ogólnym bezpieczeństwie produktów przewiduje szereg dodatkowych unormowań na które należy się przygotować. – mówi Michał Holecki z działu prawnego firmy Vanking Celkar Group PSA
GPSR a branża motoryzacyjna. Co to znaczy dla przedsiębiorców? „To katastrofa”
Ponieważ GPSR może mieć duży wpływ także na branżę motoryzacyjną, skontaktowaliśmy się z jej przedstawicielami. Zadaliśmy pytanie: jaka jest rzeczywistość oraz jak wpływa regulacja na firmę?
– Obecnie jest jeden wielki bałagan. Problem polega przede wszystkim na ilości asortymentu: do każdego produktu trzeba zrobić opis i dokumentację, nie jest do końca jasne jak się za to zabrać. Przy tysiącach produktów jest to wręcz niewykonalne – komentuje Janusz Strelczuk z firmy Euro Trade Plus.
Warto wspomnieć, że przedsiębiorcom trudno jest znaleźć dokładne informacje o zmianach, a duża część z nich uważa je tylko za dodatkowe utrudnienie. Firmy obracające ogromną ilością towarów będą musiały teraz do każdego produktu (w tym nawet najmniejszej uszczelki) załączać certyfikację oraz mieć pewność co do przebiegu całego łańcuchu dostaw. To będzie generowało dodatkowe koszty, zabierało cenny czas, a — w niektórych przypadkach — konieczność stworzenia od zera dodatkowego działu w firmie, który będzie zajmował się wyłącznie pracą na rzecz regulacji GPSR oraz kontrolowania, czy dany produkt nie został wycofany z rynku za domniemane zagrożenie.
– Wiele firm obecnie ignoruje zmiany GPSR i jest do nich zupełnie nieprzygotowana. W Polsce obecnie nie ma żadnego organu wykonawczego dla tej zmiany, dlatego też „nikt się nie czepia”. Niemniej, ta zmiana to katastrofa i absolutny non-sens, szczególnie dla mniejszych firm prowadzących import na szeroką skalę. – dodaje przedstawiciel Euro Trade Plus.
Michał Holecki z firmy Vanking Celkar Group PSA również podkreśla problem znakowania tysięcy produktów pod kątem częstej konieczności kontaktu z producentem lub importerem:
– Z praktycznej strony ta nieświadomość wdrożenia nowych przepisów i choćby brak kampanii edukacyjnych w tym zakresie przełożyły się na trudności w zbieraniu informacji i ich właściwym, tj. zgodnym z art. 19 Rozporządzenia, umieszczeniem w ofertach. Ponadto, co jest szczególnie problematyczne dla podmiotów niedysponujących dużymi zasobami IT, nie wszystkie platformy oferują niezbędne narzędzia. Oczywiście największe platformy typu Allegro dają możliwości w tym zakresie, jednak firmy oferujące platformy do prowadzenia sklepów internetowych często są niedostosowane. Dodatkowym problemem jest konieczność zbierania szeregu informacji od innych sprzedających (a właściwie to najczęściej producentów albo importerów), co często wiąże się ze żmudnym procesem, zwłaszcza, gdy rynek jest rozdrobniony a tych podmiotów i towarów są dziesiątki tysięcy. Trudno wtedy jest spełnić wszelkie obowiązki nałożone rozporządzeniem.
Podsumowując: GPSR pomoże, czy skomplikuje?
GPSR to zmiana, która ma wpłynąć na bezpieczeństwo zakupów. Dla konsumentów jest to swojego rodzaju zabezpieczenie, które ma jasno i klarownie podkreślić pochodzenie i historię produktu. Dla przedsiębiorców, którzy zajmują się importem natomiast, jest to gigantyczne utrudnienie, które wprowadza niemały bałagan.
– W mojej ocenie jest to przejaw trendu nadmiernej regulacji i obarczania przedsiębiorców coraz to nowymi obowiązkami i pomimo szczytnych celów nie wszystko w tych przepisach sprzyja rozwojowi rynku. – dodaje Michał Holecki
Regulacja narzuca cały pakiet nowych obowiązków, które są wymagane od firm. W ich skład wchodzi sporządzenie dokładnej dokumentacji oraz monitorowania łańcucha dostaw. Trzeba na bieżąco sprawdzać, czy produkt nie jest wycofany, a proces etykietowania dużego asortymentu od zera jest abstrakcyjnie trudny do wykonania.
Można szukać tutaj plusów: GPSR to z pewnością (poza przykrą koniecznością prawną) jakaś szansa na zbudowanie zaufania wśród klientów. Obecnie jednak przedsiębiorcom bardziej kojarzy się z wielką niewiadomą, stresem i próbą ugryzienia tematu tak, by nie ponieść większych kosztów.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są wyłącznie prywatną opinią ich autorów. Jeśli uważasz, że któryś z kometarzy jest obraźliwy, zgłoś to pod adres redakcja@motofocus.pl.
AlfonsPetarda, 5 lutego 2025, 7:18 8 -1
Ten Eurokołchoz musi upaść. Regulacja pogania regulację, dramat.
Odpowiedz
Anonim, 5 lutego 2025, 9:23 5 -3
No i dobrze, skończy się sprzedawanie i wciskanie klientom badziewia z dopiskiem Germany, niemiecka firma, producent na pierwszy montaż itp. itd. i specjaliści, co na yutube wymieniają rozrząd i na INA mówią pseudo firma, i uszczelniacze montują drmotor
Odpowiedz
Witek, 5 lutego 2025, 15:27 2 0
A dlaczego sie skończy ? Nie rozumiem.
Odpowiedz
AlfonsPetarda, 6 lutego 2025, 7:09 1 0
co ma piernik do wiatraka?
Odpowiedz
Anonim, 6 lutego 2025, 17:35 3 0
Ano to. że do tej pory kupował w chinach, pakował do pudełka GERMANY co sugerowało, że produkt jest niemiecki, teraz będzie musiał podać info, że produkt był wyprodukowany w chinach i tyle/
Odpowiedz
Engineer79, 6 lutego 2025, 8:13 4 0
no i bardzo dobrze, jak dotej pory tylko kilku producentów informuje na opakowania gdzie zostal wyprodukowany produkt....reszta kupuje w chinach i pakuje w swoje pudełka
Odpowiedz
Trap, 11 lutego 2025, 17:10 2 0
Z punktu widzenia niewielkiego importera to jest KOSZMAR, który zresztą nic nie da konsumentowi. Oprócz wyższej ceny.
To jeden z przejawów oderwania się Brukseli od rzeczywistości.
Jak ktoś chce kupić coś za grosze z Temu to wie, że nie ma co liczyć na super jakość. Natomiast wymagania stawiane importerom w tym rozporządzeniu są absurdalne.
Pozwólcie, że powtórzę: absurdalne !
W ten sposób to EU nikogo nie dogoni, pogrążamy się w bagnie przepisów i regulacji.
Odpowiedz